Znowu siedzę tu sama. Harry'ego nie ma już jakieś trzy dni, może więcej. Przestałam się nim przejmować. Chociaż, czuję pustkę. Nie lubię tego domu, tej samotności i nie chcę już tu być. Boję się, że jacyś jego znajomi przyjdą tutaj i zaczną wypytwać mnie o niego, zaczną osądzać o zaginięcie lub zabicie. Heh... to byłoby śmieszne. A jeśli jego rodzice postanowią go odwiedzić, a zamiast niego zastaną mnie. Co ja im powiem? Państwa syn wyszedł jakieś pięć dni temu i nadal nie wrócił, ale nie zgłosiłam zaginięcia, bo nienawidzę tego dupka. Tak, na pewno by mnie polubili. A co jeśli jego rodzice tak samo są nienormalni jak on i noszą ze sobą karabiny? Mogliby mnie zastrzelić. Plusem jest to, że nie musiałabym tu już mieszkać, ale jednak nie wykonałabym swojego zadania. A jeśli ja będę martwa, to kto zabije Harry'ego? Nie chce dawać mojej siostrze lub Sky tej przyjemności. Przecież mogłabym się stąd wynieść i nie miszkać tu dłużej, ale nie chce. Dobrze mi tu mimo, że jest wiele zagrożeń. Podoba mi się ten dom, jest duży i bardzo fajnie urządzony. O wiele lepszy niż ten zdechły pałac, w którym muszę mieszkać. Sama nie wiem, nie rozmawiałam z nikim od dwóch dni.
_________________________________________________________________________________
Zimno. Ciemno. Jest prawie 20. Właśnie weszłam do mojego tymczasowego domu. Szybko pozbyłam się butów i płaszcza i ruszyłam do salonu. Usidałam na sofie, a obok mnie od razu znalazły się trzy psy, którymi musiałam się opiekować.
- Ten dupek nawet nie przejął się wami. Gdybym ja się wami nie zajęła już dawno by was tu nie było - szepnęłam gładząc jednego psa po głowie. Włączyłam telewizor i podniosłam się z kanapy. Wolnym krokiem ruszyłam do kuchni w celu zrobienia herbaty. Pięć minut później byłam znowu na sofie przykryta grubym kocem w towarzystwie dwóch psów. Właśnie zaczął się jeden z najdziwniejszych i najgłupszych programów telewizyjnych, więc postanowiłam go obejrzeć. Nagle, błogą ciszę przerwał dźwięk mojego telefonu. Lekko przestraszona i z szybciej bijącym sercem odebrałam telefon.
- Halo?
-...
- Halo?
-... hshsszszszszhshszszsz *pipipi*
- Hmm... to było dziwne. Nagle usłyszałam ciche stukanie w okno. Otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam się wolno obracać. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że to tylko gałąź. Właśnie dlatego nienawidzę być sama w domu. Zwłaszcza obcym. Pozbyłam się złych myśli i wróciłam do oglądania telewizji. Około pół godziny później usłyszałam warczenie psa. Spojrzałam na dwa psy leżące przy moich nogach. Odwróciłam lekko głowę i zauważyłam ostatniego zwierzaka, stającego naprzeciwko schodów z najeżonymi włosami.
- Hej, mały - powiedziałam - cicho bądź, jest już za późno na takie szczekanie. Pies jednak na mnie nie spojrzał. Nadal patrzył się na schody. Wzruszyłam ramionami i westchnęłam. Ponownie wróciłam do oglądanie telewizjii. Ułożyłam się wygodniej i zasnęłam. Usłyszałam szczekanie. Lekko się przeciągnęłam i podniosłam. Telewizor był wyłączony, tak samo jak światło. Przesunęłam dłonią po blacie stolika leżącego naprzeciwko sofy. Nie było go.
- Kurwa, kurwa, kurwa - szepnęłam i podniosłam się z kanapy. Podeszłam po stolika i spróbowałam zapalić lampkę. Nie udało się. Nie było prądu. Ale się wpakowałam. Ja pierdole. Nagle usłyszałam kroki. Gdzie są te cholerne psy?! Myślałam, że trzyma je po to, żeby broniły domu. Kurwa... Kroki, skrzypiące schody. Zaczęłam się cofać. Oparłam się o jedną ze ścian, zamknęłam oczy i nasłuchiwałam. Jeden lub dwóch na piętrze. Na pewno jeden schodzi po schodach. Kilku wokół domu. Samochód. Dwa. Mam przejebane bardziej niż zwykle. Otworzyłam oczy i spojrzałam na wejście do salonu. Gdybym nie zasnęła miałabym chociaż noże, a tak to jestem prawie goła. Nie mam nic. Lepiej być nie mogło. Był tam. Bardzo wysoki, ledwno go widziałam. Szedł w moją stronę. Zaczęłam się cofać.
- Kici kici...