wtorek, 16 grudnia 2014

13. Ojj, biedna Lux

[- Kici kici...]
Kurwa. Ile bym dała żeby ktoś postanowił teraz odwiedzić Harry'ego.
Nie odrywając wzroku od wejścia do salonu zaczęłam powoli przesuwać się w lewą stronę. Miałam jedną szansę na ucieczkę. Na szczęście drzwi na taras były lekko uchylone, co dało mi łatwiejszą drogę ucieczki. 
- I tak się nie schowasz, zawsze cię znajdę.
Kurde, kurde, kurde. Oby był ślepy lub nieogarnięty, bo moja ucieczka pójdzie się jebać. 
Zapanowała cisza. Nie było słychać już kroków, silników samochodów, szmerów, nawet wiatru. Wszystko nagle ucichło. Ile bym teraz dała za jakiś wybuch lub alarm. Moje błagania jednak nie zostały wysłuchane. W domu było strasznie cicho. Jakby ten facet rozpłynął się. Dobra, muszę się oganąć i jak najszybciej uciec. To moja ostatnia szansa. 
Westchnęłam i rzuciłam się do ucieczki. Przekroczyłam próg, zimny wiatr uderzył w moją odkrytą skórę, w głębi duszy już skakałam ze szczęścia. Nagle poczułam ramiona zacikające się ciasno na mojej talii i rękach. Zaczęłam się szarpać. 
- Nie szarp się, mała - usłyszałam niski, męski głos. Jedyną rzeczą, która mnie zdziwiała to, to że skądś go kojarze. 
Wszedł ze mną do domu. Ostatni raz spojrzałam na taras, którego drzwi zostały właśnie zamknięte przez kolejenego mężczyzne. Otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam się rozglądać za kolejną droga ucieczki. Jednak było za ciemno, a ja nie znałam tak dobrze tego domu. Mężczyzna rzucił mnie na sofę. Na szczęście mnie nie związali. Usłyszałam za sobą chrząknięcie. Wyprostowałam się, a moja pewność siebie powróciła. 
- Pójdziesz z nami, kotku.
Prychnęłam na jego słowa. Nie boję się go. Jeszcze nie wie z kim zadziera. Jeśli tylko w moim zasięgu znajdzie się broń, na pewno nie będę oszczędzała amunicji. 
- Wstawaj - warknął. Spojrzałam z pewnym uśmieszkiem na cień przede mną.
- Nie słyszysz mnie?! 
- Słyszę, nie musisz się wydzierać - odpowiedziałam.
- To wstawaj, kurwa.
- Nie mam butów - odpowiedziałam poprawiając swoją pozycję.
Najwyraźniej wkurzony mężczyna ruszył w stronę drzwi wejściowych, a chwilę później na moich udach znalazły się buty. 
- I kurtki
- Nie, no teraz to już przesadziłaś! Wstawaj szmato!
Podniosłam się z kanapy i przeszłam w stronę drzwi. Zatrzymałam się i spojrzałam na osobę stojącą najbliżej mnie. Chrząknęłam i skinęłam na szafę. Przestraszony mężczyzna wyjął z niej mój płasz. Czy jestem aż tak przerażająca? Oby tak. Nagle ktoś złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię, a chwilę później zostałam wrzucona do jakiegoś samochodu. 
- I co z nią teraz?
- Nie wiem, chyba mamy ja zawieść do H..
- Zamknij morde. Może nas słyszeć.
Usłyszałam szepty na przodzie samochodu. Czyżby moi porywacze nie wiedzieli co zrobić?
Uśmiechnęłam się i spojrzałam za szybę. Rozpadało się, zaczął wiać wiatr, a niebo co jakiś czas rozjaśniało się i słychać było grzmot. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Pomyślałam o mojej siostrze i tym, że nawet nie wie, że ,,zostałam porwana". Zaczęłam rozmyślać o tym, co by było gdybym nie została wplątana w to całe bagno, gdybym nie musiała zabijać ludzi. Byłabym normalną dziewczyną, miałabym chłopaka, chodziła na imprezy, miała swoje problemy. Jednak moje życie było jednym wielkim strachem. Strachem przed schwytaniem, strachem przed śmiercią. Całe swoje życie uciekałam. Przeprowadzaliśmy się z jednego miasta do drugiego, z jednego państwa do drugiego, na inny kontynent, żeby znaznać kilka dni wolności i poczuć się bezpiecznie. Nawet teraz, będąc dorosła nie mogłam decydować o swoim życiu. Wszyscy z mojego otoczenia wiedzieli kim jestem, kogo córką jestem i nie mogłabym pozbyć się tej naklejki. Nawet gdybym pragnęła tego najbardziej na świecie. To się nie zmieni. Od samego początku towarzyszyłam mojemu ojcu na przeróżnych spotkaniach, poznałam wtedy wielu niebezpiecznych ludzi, którzy albo gniją w więzienu, albo już dawno znajdują się cztery metry pod ziemią. Pamiętam... był tam jeden mężczyzna. Zawsze uśmiechnięty, czarnowłosy z niebieskimi oczami. Bardzo często widywał się z moim ojcem. Był dla mnie jak starszy brat lub drugi ojciec. Gdy tego pierwszego nie było zawsze odwiedzałam go i spędzałam bardzo dobrze czas. Nigdy się wtedy nie nudziłam i mogłam zapomnieć chociaż na chwilę o tym gdzie się znajduję i co robię. Był grudzień. Właśnie miałam wychodzić kiedy zatrzymał mnie i wręczył mi małe pudełeczko. Powiedział, że jeśli się rozstaniemy mam je otworzyć. Kilka dni później otrzymałam wiadomość o jego śmierci.
W dniu pogrzebu siedziałam na ławce obok jego grobu prawie cały dzień. Nie mogłam się pogodzić z tym, że go straciłam. Był jedyną osobą, która traktowała mnie jak dziecko, którym przecież byłam. Tego dnia też otworzyłam pudełko. Znalazłam krótki pożegnalny list i wisiorek z dmuchawcem. Mała szklana kóla, a w niej zamknięty dmuchawiec.





Otworzyłam oczy i spojrzałam na wnętrze samochodu, które teraz było lekko zamglone, przez moje łzy. Pociągnęłam lekko nosem i przetarłam oczy. 

- Wysiadaj - usłyszałam niski głos, a drzwi obok mnie się otworzyły. Mężczyzna złapał mnie za ramie i wyciągnął z samochodu. Spojrzałam na ogromny, biały budynek. Nie wierzę, że nie zwróciłam uwagi na drogę. Jestem taka nieprofesonjalna. Jak zwykle.
Meżczyzna zacisnął rękę na moim ramieniu i ruszył w stronę budynku. Nagle ktoś przyłożył mi do twarzy jakiś materiał. Jest nasączony chloroformem. Nie mogę zasnąć.. kurde. Moje oczy zaczęły się robić ciężkie, a dosłownie kilka sekund później zasnęłam. 
Poczułam zimny wiatr na mojej niezakrytej skórze. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. 
- Gdzie ja jestem? - szepnęłam rozglądając się. Stara, zapyziała piwnica. Bez okien, kilka półek i regałów. Mnóstwo pudeł i pajęczyn. Pięknie. Zawsze marzyłam żeby zamieszkać w takim pokoju. Wstałam i lekko się przeciągnęłam. Spojrzałam na swoje podrapane i poobijane nogi. Podobnie wyglądały moje ręce, na których były odciśnięte ślady łap. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Uniosłam brwi i spojrzałam na nie. Oczywiście jak podczas każdego porwania, w piwnicy było ciemno, dlatego nie widziałam osoby stojącej w progu. Jednak nie była ona zbyt wysoka. Kobieta... na 100% nie będzie tak źle. Ona na pewno nie jest osobą, której szukam. Chrząknęłam.
- Idziesz ze mną - powiedziała dziewczyna i ruszyła w moją stronę. Jedynym źródłem światła był księżyc wpadający przez okno. Kiedy szła w moją stronę jej twarz została oświtlona. Była brunetką, bardzo ładną, nie wyglądała na kogoś złego i mogącego zabić drugą osobę. Miała smutne oczy i lekko rozmazany makijaż, była nieco niższa ode mnie. Spojrzała na mnie, a na jej twarzy malował się smutek i niepewność. Może ona nie chce tu być. Pewnie też została porwana.




- Nigdzie nie ide - warknęłam i spojrzałam jej w oczy. Dziewczyna zatrzymała się i zrobiła krok do tyłu. Przestraszyła się. Kurde, od samego początku się bała, a teraz boi się jeszcze bardziej. Z jednej strony to dobrze, ale nie chcę żeby mi zeszła na atak serca. Otworzyła usta, ale od razu je zamknęła. Widać było, że zaczęła się denerwować. Zrobiła krok do przodu, przeczesała włosy ręką i westchnęła. Znowu jej twarz była oświetlona. Spojrzała na mnie i wyciągnęła lekko rękę.

- Proszę, chodź ze mną - jej oczy lekko się zaszkliły, a głos zaczął załamywać - musisz iść. P-proszę.
- Hej, nie bój się. Już nikt ci nic nie zrobi, rozumiesz? - szepnęłam i podeszłam bliżej. Brunetka przytaknęła. Spojrzałam na nią i westchnęłam. 
- Chodźmy - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi - a właśnie, jak masz na imię?
- Kaya - szepnęła wspinając się po schodach. Chwilę później znalazłyśmy się w długim korytarzu. Ściany były czarne i lekko oświetlone, wisiały na nich ciekawe obrazy. Można powiedzieć, że było w miarę przytulnie. Zdecydowanie to był czyjś dom,  no bo gdzie mogłabym być? Włożyłam ręce do mojego płaszcza, który o dziwo miałam na sobie i szłam posłusznie za brunetką. Jak zwykle zaczęłam bawić się jego rogiem. Nagle poczułam coś ostrego, wszytego między materiał. Rozerwałam kieszeń i zaczęłam przeszukiwać płaszcz. Poczułam coś bardzo ostrego. Nóż. Nawet dwa. Świetnie. Jednak mam trochę szczęścia. Z zamyślenia wyrwało mnie chrząknięcie brunetki. 
- Hmm? - spojrzałam na dziewczynę lekko zdziwniona
- Gotowa? - zapytała i skinęła głową w stronę drzwi.
- No raczej tak - westchnęłam i podrapałam się po głowie. 
- To zostańmy tu jeszczę chwilkę. Pzygotuj się psychicznie na to co cię tam...
- Przestań zanudzać. Wchodzimy - warknęłam na co dziewczyna się lekko speszyła i spuściła wzrok. 
- Jasne - szepnęła i pchnęła drzwi. Weszłyśmy do dużego pomieszczenia. Było bardzo jasne i wysokie. Na końcu, pod oknami stało biurko z jakimiś papierami, lapotopem i innymi gratami. I to wszystko. Ściany były zasłonięte przez sięgające prawie do sufitu regały z książkami. Wszysktie były całkowicie zapełnione kolorowymi dziełami. Nieźle... Pod oknem stał odwrócony do mnie plecami mężczyzna. W granatowym ganiturze, z brązowymi. zaczesanymi do tyłu włosami, nawet wysoki, szczupły. Poczułam lekkie uderzenie w ramię. Spojrzałam na brunetkę, która skinęła na mnie głową i lekko się cofnęła. Ostatni raz się rozejrzałam. Przy drzwiach stało dwóch facetów. 
- Proszę pana, przyprowadziłam... 
- Wiem, idź już - przerwał jej chłodnym tonem - proszę podejdź bliżej. Zrobiłam kilka kroków w przód i przeczesałam lekko włosy. 
- Pewnie zastanawiasz się dlaczego tu jesteś, i dlaczego akurat ty - zaczął mężczyzna
- Chciałabym się dowiedzieć - syknęłam
- Nie przerywaj mi, bo mnie zdenerwujesz. Także, wracając do twojego ,,porwania" - zaznaczył w powietrzu cudzysłów - zacznijmy od tego, że zaintrygowałaś mnie swoim spokojem. Większość dziewcząt zaczęłaby płakać i błagać o wypuszczenie, ale ty tego nie robisz. Dlaczego?
- Jestem gotowa na wszystko. Nie płaczę z byle powodu, dopóki nie będziecie mnie torturować lub przyłożycie broni do skroni o nic nie będę błagać ani płakać - odpowiedziałam pewnie i uniosłam jedną brew słysząc otwierane drzwi. Spojrzałam w prawo. Nie zauważyłam tych drzwi. Tajemne przejścia? To nie jest zwykły dom, prawda? A to nie jest jakiś miły pan, który zaraz mnie poczęstuje ciasteczkami i herbatką? Szkoda.. mogło być tak pięknie. Do pomieszczenia weszło kilku mężczyzn, ale za bardzo się im nie przyglądałam. Spuściłam wzrok i sporzałam na coś ciekawszego. A mianowicie, moje buty. Nagle usłyszałam głos. JEGO głos. Głos tego dupka, który zostawił mnie samą w jego domu. Zaczęło się we mnie gotować. Spojrzałam przed siebie, a następnie odszukałam wzrokiem bruneta. Stał tam i patrzył się na mnie z triumfalnym uśmieszkiem. Nie ma tak łatwo, Harry. Jescze nie wygrałeś. To ja zawsze wygrywam. 
- Ojj, biedna Lux. Co się stało? Ktoś cię porwał?