poniedziałek, 5 stycznia 2015

14. Dlaczego się nie sprzeciwiliście?

- Ojj, biedna Lux. Co się stało? Ktoś cię porwał?
_________________________________________________________________________________
Spojrzałam na Jego twarz, na której malował się wredny, zwycięzki uśmieszek. Czy ten chłopak myśli, że mnie zagiął, a ja zacznę się przed nim płaszczyć? Ha, nie ma szans. Nigdy nie zdobędzie tej satysfakcji. Muszę opracować plan. Za mną jest dwóch gości, no i pewnie jest jeszcze kilku w domu. Do tego On i jacyś inni faceci. Ja pierdole, to będzie straszne. Czy mam przy sobie telefon? Hmm... nie, szkoda. Może Kaya go ma i mi go odda. A to stanie się niedługo.
- Co się stało? Zaniemówiłaś? - do moich uszu dotarł ten sam denerwujący głos. Zmierzyłam go chłodnym wzrokiem i prychnęłam. Chłopak podniósł kącik ust do góry ukazując zagłębienie w policzku i oparł się o frot biurka zmniejszając odległość między nami.Nie spuszczałam z niego wzroku. Stałam prosto i wpatrywałam się z chcęcią mordu w jego oczy. 
- Jeśli chcesz wyjść z tego cało, lepiej zacznij mnie błagać o litość - powiedział uśmiechając się lekko - i chyba znasz sposób żeby mnie przekonać, dziwko. 
I właśnie w tym momencie przegiął. 
- Styles ty chuju! - krzyknęłam i rzuciłam się w stronę chłopaka - nie daruję ci tego! Jeszcze dostaniesz to na co zasłużyłeś! Będziesz skończony i już nikt, ani nic ci nie pomoże. Zniszcze cię szyciej niż zdołasz się obejrzeć!
Byłam już o krok od Niego. Wyciągnęłam ręce żeby złapać go za szyję, jednak zostałam powstrzymana przez dwóch osiłków. Złapali mnie za ramiona i lekko podnieśli. Zaczęłam się wyrywać, jednak fakt, że nie dotykałam stopami podłoża utrudiał ucieczkę. Nadal mnie trzymając zrobili kilka kroków do tyłu i rzucili na podłogę. Opuściłam głowę pozwalając żeby włosy zakryły twarz i resztę ciała. 
- Odwaga cię opuściła? Już nie dajesz rady, chcesz mi coś powiedzieć? - powiedział
- Pierdol się, Styles. - warknęłam i zaczęłam się podnosić - To jedyne co mogę ci powiedzieć. Pierdol się. 
Ponownie stanęłam prosto i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy ta grupka i starszy pan opuścili pokój. Zostałam sama z Nim i tymi osiłkami. Nagle usłyszeliśmy hasał tłuczonego szkła i krzyki. 
- Pójdźcie to sprawdzić! - krzyknął chłopak, a chwilę później usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Świetnie. Wystarczy tylko, że Harry do mnie podjedzie, a ja go załatwię, ale najpierw się z nim pobawię. Potrzebuję odstresowania, prawda?
Brunet spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zlustrował moją sylwetkę. Dyskretnie spojrzałam na to co mam na sobie. Jak zwykle. Krótka sukienka, pończochy i platformy. Miałam jeszcze na sobie dłuższy czarny płaszcz, co pozwoliło mi się lekko zasłonić.





Wyprostowałam się i pewnie spojrzałam na niego. 

- Nieźle - przyznał z uznaniem. Uśmiechnęłam się lekko i poprawiłam włosy. 
- O czym my to.. ah wlaśnie. Miałaś mnie przkonać żebym cię wypuścił, a ty chyba wiesz co zrobić - powiedział z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałam na niego z podniesioną brwią. Czy ten dupek uważa mnie za taką dziwkę?
- Spierdalaj - powiedziałam i rozejrzałam się po pokoju - nie jestem dziwką, a już na pewno nie twoją. Wkurzył się, kątem oka zauwżyłam, że zacisnął pięści. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do półki z książkami. Przejechałam dłonią po grzbietach studjując tytuły utworów. Całkiem niezły gust. Mogłabym się z nim dogadać. Pomyślałam przypominając sobie starszego pana, który kilka minut wcześniej wyszeł z pomieszczenia. Nagle poczułam pchnięcie, a moje plecy zderzyły się z regałem. Jego ręka została zaciśnieta na moim gardle.
- Jesteś dziwką i nikim więcej. Takie ścierwo jak ty nie powinno istnieć. Najlepiej by było gdybyś umarła, najlepiej tragicznie i wtedy nikomu byś nie przeszkadzała - warknął. Spojrzałam na niego zdziwiona, moje usta otworzyły się lekko, a oczy zaszkliły. 
- Zwiążę cię - szepnął i oblizał wargi. Moja pewność siebie zniknęła jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nogi się podemną ugięły, a umiejętność mowy zanikła. Pierwszy raz w całym życiu zdarzyło mi się coś takiego. Spojrzałam w dół. Nie wiedziałam co zrobić. Pierwszy raz czułam się bezbronna i niepotrzebna. Przygryzłam wargę i spojrzałam na bruneta. Ubrany był w czarne spodnie i lekko rozpiętą od góry koszulę, tego samego koloru. Spod wywinętych rekawów wystawały tatuaże. Ostatni raz spojrzałam na jego szyję, która po części pokryta była tuszem. Powróciłam wzrokiem na oczy chłopaka, który przyglądał mi się z lekkim, chamskim uśmieszkiem. Westchnęłam czując metaliczny smak krwi w ustach. Weź się w garść, idiotko. To nie jest najlepszy czas na tracenie wiary w siebie. Ponownie westchnęłam i uśmiechnęłam się chytrze. Brunet zacisnął dłoń na mojej szyji. I to był błąd. W jednej chwili wyciągnęłam z wcześniej rozerwanej kieszeni płaszcza mały sztylet i wbiłam mu w ramię. 


Chłopak automatycznie cofnął się i złapał za ramię. Spojrzałam na niego z chytrym uśmieszkiem i podeszłam do klęczącego już bruneta. 
- I co? Jak się teraz czujesz, pokonany przez dziwkę? - powiedziałam akcentując ostatnie trzy słowa. Wyjęłam kolejne dwa ostrza i uklęknęłam obok chłopaka. Leżał na boku i lekko zwijał się z bólu. Prychnęłam. Podniosłam się i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia. 
- Ty dziwko, nie żyjesz - szepnął. Odwróciłam się. Podpierał się jedną ręką o regał z książkami, a druga bezwładnie zwisała. Uśmiechnęłam się. Już miał ruszyć w moją stronę, kiedy kika centymetrów przed twarzą wbiły się dwa kolejne ostrza. Zatrzymał się i spojrzał z przerażeniem na ostrza, a później na mnie. Nagle kilka książek z samego szczytu regału spadło na niego. Niefortunnie wyrywając z ramienia sztylet. 
- Ups, zostanie blizna - powiedziałam przesłodzonym głosem i wyszłam. Znalazłam się na długim korytarzu. Spojrzałam w lewo. Nie, tam byłam.... Bez niepotrzebnego myślenia ruszyłam w prawo. Szłam kilka sekund długim, białym korytarzem, później postanowiłam skręcić w lewo. Zauważyłam ogromne, drewniane drzwi. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Po kilkunastu sekundach nasłuchiwania ruszyłam szybkim krokiem. Nagle zauważyłam, że obok drzwi znajduje się ogromna komoda. Jeśli się okaże, że tam jest mój telefon to jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Sprawdziłam szuflady, niektóre były zamknięte, a w tych otwartych nie znalazłam niczego ciekawego oprócz wizytówki. Bez wachania wzięłam ją i schowałam do kieszeni. Stanęłam przed drzwiami. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Nacisnęłam klamkę. Jest! Jest! Jest! JEST! Kurwa, Tak! Znalazłam się na podwórku. Najprawdopodobniej z tyłu domu. 
- Las - szepnęłam - może to nie jest za dobry pomysł, ale jednak zawsze coś. Wyszłam z domu, zamknęłam za sobą drzwi żeby nie było podejrzeń i pobiegłam. Pewnie minęło mnóstwo czasu i przebiegłam kilka kilometrów. Straciłam rachubę czasu, ale byłam pewna, że jestem daleko od tego domu i Harry'ego. Zatrzymałam się i rozejrzałam. Stałam na środku leśnej drogi. 


- Niby to jest najłatwiejsza droga, żeby mnie znaleźć. Przecież nie będą mnie szukać na pieszo, ale zaryzykuję.
Ruszyłam wolnym krokiem. Wiał zimny wiatr, byłam zmęczona i zmarznięta, a nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Poprawiłam włosy i wyjęłam telefon. 
- No jasne. Rozładowany, jak zwykle - prychnęłam i bardziej otuliłam się kurtką. Westchnęłam i powoli szłam nasłuchując odgłosów samochodów czy zwierząt. Cisza...
Tym razem nie była odprężająca i miła. Nagle usłyszałam swoje imię i bardzo znajomy głos. Wyrwało mnie to z zamyślenia. Przede mną zatrzymał się czarny samochód. Jak najszybciej przebiegłam po liście nazwisk kojarzących mi się z tym głosem. 
- Jesse - mruknęłam spoglądając na zarys mężczyzny wysiadającego z samochodu. Odwrócił się w moją stronę z chamskim uśmieszkiem i ruszył wolnym krokiem. 
- Witaj, księżniczko - powiedział z ironią.
Znalazł się kilka metrów ode mnie. Dopiero teraz mogłam się mu dokładniej przyjrzeć. Zmienił kolor włosów. Ma więcej tatuaży. Uśmiechnęłam się i podniosłam brew.



- Jesse - powiedziałam i ruszyłam w jego stronę - co ty tu robisz? 
- Szukałem cię - odpowiedział i przyciągnął do siebie. 
- A tak na prawdę? - szepnęłam wtulając się w chłopaka. 
- Twój tatuś powiedział, że przedłużasz i razem mamy się tym zająć. A tak na marginesie, co ty tu robisz do cholery?! - odpowiedział odsuwając mnie od siebie i mierząc zaskoczonym, lekko wkurzonym spojrzeniem. 
- A... - machnęłam ręką - spaceruję. 
- W tych butach i sukience, o ile to sukienka. Krótszych nie było? - zapytał skanując mnie od gory do dołu. 
- No były, ale powiedziałam sobie, że dzisiaj bez szaleństw. No przecież wiesz, że lubie dobrze wyglądać - odpowiedziałam przesłodzonym głosem
- Yhy, powiedzmy, że ci wierzę - odpowiedział mrużąc oczy - może chociaż powiesz swojej maskotce. Spojrzałam na niego zdziwiona. W jednej chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwi i kroki. Odwróciłam wzrok na samochód. Na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Odlepiłam się od Jesse'ego i w podskokach podbiegłam do kolejnego mężczyzny.
- Aaaaaa, Matty! - krzyknęłam i rzucilam się na niego. Zamknęłam niższego od siebie chłopaka w miażdżącym uścisku. 


- Lux... - powiedział lekko zachrypniętym głosem - puść mnie, dusisz. Spojrzałam na chłopaka i rozluźniłam uścisk. 
- Dlaczego tu jesteście? Dlaczego się nie sprzeciwiliście? - powiedziałam patrząc raz na Matty'ego raz na Jesse'ego. 
- Bo to nasz szef? Dlaczego ty się nie sprzeciwiłaś? Mogłaś zrobić to samo - odpowiedział Matty odpalając papierosa. Prychnęłam i spojrzałam na czarno-biało włosego mężczyznę. On tylko wzruszył ramionami. Ponownie spojrzałam na bruneta. Siadział na trawie opierając plecy o drzewo. Wolnym krokiem podeszłam do niego i usadowiłam się niedaleko. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i podał paczkę papierosów. 
O tak, tego potrzebowałam. Wyjęłam jednego i skinęłam głową w ramach podziękowania, a następnie odpaliłam papierosa. 
- Gdzie byłaś? - szepnął spoglądając na mnie.
- Zostałam ,,porwana" przez tego chłopaka, którego mam zabić - westchnęłam spoglądając na stojącego nad nami Jesse'ego, ktory właśnie odpalał swojego papierosa. Stworzył nam się klub palaczy... Matty wygląda jak chodząca śmierć, tak samo Jesse. A minęło kilka miesięcy. Niedługo będę ich widywać na cmentarzu, prędzej nałóg ich zabije niż człowiek. To jest okropne... ale to ich życie...
- Ile u niego byłaś? - zapytał brunet
- Kilka godzin, w nocy mnie zabrali, a jakąś godzine temu uciekłam - odpowiedziałam poprawiając włosy i płaszcz. 
- Miałaś ze sobą broń? - tym razem zapytał Jesse
- Nie, ale w płaszczu miałam wszyte kilka sztyletów - uśmiechnęłam się pokazując im jeden.
- Ja pierdole, ale idioci. Nawet cię nie przeszukali - powiedział Matty rzucając wypalonego papierosa na ziemię. 
- Też się zdziwiałam. Ci moi porywacze nie byli zbyt inteligentni, chyba za bardzo nie wiedzieli co robią. Wrzucili mnie do samochodu, a później gadali między sobą co mają zrobić - parsknęłam - Jednak udało im się zabrać mój telefon. 
- Gdybyśmy my mieli cię porwać nie byłoby tak kolorowo - powiedział Jesse - i na pewno nie wydostałabyś się tak szybko. A właśnie, co do tego chłopaka... to co ty u niego robiłaś? 
- Długa historia. Impreza, szczeniackie zabawy i głupi zakład - odpowiedziałam podchodząc do chłopaków. Spojrzałam na nich i przytuliłam.
- Cieszę się, że jesteście tu ze mną - szepnęłam zaciaśniając uścisk.