sobota, 30 maja 2015

15. Lepiej by było zapytać czy jesteś gotowa na spotkanie ze starymi koszmarami

- Witaj w domu, księżniczko - powiedział Jesse lekko szturchając mnie w ramię. Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby wyostrzyć obraz.
- No pięknie - westchnęłam wychodząc z samochodu - gdzie jesteśmy?
- W nowym domu - rzucił Matt wyciągając coś z bagażnika. Spojrzałam na niego i podniosłam brwi.
- Twój ojciec powiedział, że musimy zmienić naszą baze na coś mniej rzucającego się w oczy - odpowiedział Jesse odpalając papierosa.
- Jakiś stary pałac rzucał się mu w oczy, a to nie będzie? - powiedziałam opatulając się płaszczem. 


- Proszę cię, to przecież nasz szef. Co mieliśmy mu powiedzieć? Że to chujowy pomysł? - warknął Matty, trzaskając klapą bagażnika. Prychnęłam i ruszyłam ścieżką w stronę drzwi. 
- Dobra, nie ważne - syknęłam obciągając niżej sukienkę - czy mój samochód został dostarczony? Obaj mężczyźni skinęli głowami, wyprzedzając mnie. Chwilę później byliśmy obok drzwi. 
- Czy jesteś gotowa na spotkanie ze starymi znajomymi? - powiedział Matty podnosząc jedną brew z cwanym uśmieszkiem.
- Oczywiście - odpowiedziałam podnosząc kącik ust. Udawałam odważną, tak na prawdę byłam przerażona jak nigdy. Bałam się z kim będę miała do czynienia i jakie wspomnienia powrócą. O tak, wspomnienia są najgorsze. 
- Lepiej by było zapytać czy jesteś gotowa na spotkanie ze starymi koszmarami - rzucił Jesse przepuszczając mnie przez drzwi. 
- Mam nadzieję - szepnęłam i poczułam lekki uścisk w żołądku. Spojrzałam na duży salon znajdujący się centralnie przede mną. Po prawej stronie, niedaleko drzwi były szklane schody, pod którymi stało mnóstwo pudeł, walizek i skrzyń. Westchnęłam i ruszyłam dalej. Po lewej stronie małego korytarza była kuchnia, a po prawej metalowe drzwi. Zrobiłam kilka kolejnych kroków. Stałam obok przeszklonych drzwi prowadzących na taras. Umm.. Basen, fajnie. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na białą sofę i kilka foteli ustawionych niedaleko niej. Na sofie siedział mężczyzna. Chwile się mu przyglądałam, próbując sobie przypomnieć kto to. Nagle mnie olśniło.
- Alex - szepnęłam i ruszyłam w stronę chłopaka. Zatrzymałam się obok sofy, położyłam dłonie na oparciu i lekko przechyliłam się do przodu żeby mieć lepszy widok na chłopaka.
- Hej - rzuciłam i złożyłam szybki pocałunek na policzku chłopaka.
- Witaj - powiedział zachrypniętym głosem z pięknym brytyjskim akcentem. Alex, wysoki chłopak z kruczo czarnymi włosami zawsze idealnie zaczesanymi do góry w stylu Elvisa. Dowodził jednym z najlepiej wyszkolonych oddziałów w naszej organizacji. Był wzywany tylko i wyłącznie w naprawdę poważnych sytuacjach. Jego ludzie byli tak dobrze wyszkoleni, że nie można było ich nazwać zwykłymi chłopakami, którzy postanowili dołączyć do gangu. O nie. To były maszyny do zabijania. 
- Jak się trzymasz? - zapytał rzucając telefon na stolik naprzeciwko niego. Westchnęłam i odwróciłam wzrok.
- Bywało lepiej - szepnęłam.
- Niedługo będzie po wszystkim i będziesz mogła wrócić do swojego życia - powiedział i położył mi dłoń na ramieniu.
- Oby. Jestem okropnie wyczerpana tą akcją. Nie chcę już brać w tym udziału - szepnęłam siadając obok chłopaka.
- Nie przesadzaj. Twój ojciec wie, że nie jest z tobą za dobrze, dlatego jesteśmy tutaj. Ja, Nelly, twoja siostra, Jesse i Matty. Jeszcze dzisiaj, najpóźniej jutro, dotrze reszta - powiedział z uśmiechem.
- Nelly wróciła? - zapytałam zaskoczona. Chłopak przytaknął i wziął do ręki telefon, który zaczął wibrować. Odebrał telefon i wstał. Już miał odchodzić kiedy odwrócił się w moją stronę, położył dłoń na policzku i puścił oczko. Uśmiechnęłam się na ten gest i odprowadziłam go wzrokiem do drzwi wyjściowych. Chwilę później podniosłam się z sofy i ruszyłam schodami na górę w poszukiwaniu kogoś znajomego. Chociaż najbardziej chciałam spotkać Nelly. Nelly - wysoka brunetka o niezwykłej urodzie. Dziwna, brzydka i piękna zarazem. Zajmowała się informatyką, była ulubienicą mojego ojca, jego prawą ręką. Zawsze zachowywała kamienną twarz, była niczym posąg. Jednak, mimo tego wszyscy ją uwielbiali. 


Gdy byłam na szczycie schodów rozejrzałam się lekko. Ściany były białe, na niektórych wisiały kolorowe obrazy. 
- Dom jak dom, nic specjalnego - rzuciłam przyglądając się jednemu z obrazów.
- Nie podoba ci się? - usłyszałam znajomy głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby - Nelly. Uśmiechnęłam się i szybko odwróciłam. 
- Nelly - powiedziałam i uściskałam dziewczynę - jak się masz?
- W porządku, dzisiaj przyjechałam i jestem okropnie zmęczona, leciałam tutaj prawie z drugiego końca świata, więc mam nadzieję, że to nie będzie jakaś błahostka - powiedziała z lekkim uśmiechem
- Sama nie wiem czemu tu jesteście, nie widziałam ojca od ponad miesiąca - rzuciłam lustrując ją wzrokiem. Ubrana była w czarne spodnie z wysokim stanem i obcisłą, krótką koszulkę w szarym kolorze, na to zarzucony miała długi, sięgający prawie do kostek czarny, puchaty sweter. 
- No dobrze, nie ważne. Mów co u ciebie - powiedziała idąc wzdłuż korytarza. Ruszyłam za brunetką, która zatrzymała się przy drzwiach. 
- A co mogę powiedzieć? - zapytałam w przestrzeń - Tak naprawdę, od kiedy tu jestem, nie żyję. Jestem martwa, nie czuję nic. A ten miesiąc czy dwa były jakby wyjęte z mojego życia i prawie nic z nich nie pamiętam. Czuję taką dziwną pustkę.
Dziewczyna westchnęła przytakując i spojrzała na mnie ze wzrokiem pełnym współczucia.
- Nie rób ze mnie ofiary - powiedziałam z uśmiechem.
- Co?
- Patrzysz na mnie jakby umarła mi połowa rodziny, a ja właśnie dowiedziałam się, że mam raka i kilka dni życia - powiedziałam lekko uderzając ja w ramię. Brunetka zaśmiała się otwierając drzwi i wchodząc do środka. Jej pokój był bardzo duży i jasny. Na przeciwko drzwi znajdowało się łóżko z mnóstwem kolorowych poduszek, a po prawej stronie, pod ścianą stało ogromne biurko z mnóstwem monitorów i innych urządzeń. Po drugiej stronie pokoju znajdowała się para drzwi. Trochę dalej stały dwie sofy i fotele. Wszystko było zachowane w jasnych kolorach. Można powiedzieć, że było przytulnie, gdyby nie te pikające komputery. 
- Oh, przepraszam - powiedziała teatralnie i usiadła przy maszynach. Zaśmiałam się lekko na reakcję dziewczyny i usiadłam na sofie niedaleko niej. Przez chwilę przyglądałam się co robi, jednak zaczęły mnie boleć oczy, dlatego podniosłam się. Zaczęłam przechadzać się po pokoju skanując każdy jego kawałek. 
- Czy to jest ten chłopak którego miałaś zabić? - zapytała. Zaskoczona odwróciłam się w jej stronę. Brunetka siedziała wpatrzona w ekran z szeroko otwartymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Spojrzałam na nią zdziwiona i podeszłam bliżej, aby dowiedzieć się o co jej chodzi. Gdy znalazłam się obok komputera dziewczyna wskazała na ekran. 
- To on? - warknęła uderzając ręką w blat. Spojrzałam na nią lekko zdezorientowana.
- Nie przesadzasz troszkę? - zapytałam powstrzymując swoje zirytowanie
- Czy możesz mi odpowiedzieć na to pieprzone pytanie? Wleczesz się z drugiego końca pokoju przez pięć minut - warknęła spoglądając na mnie. Prychnęłam i spojrzałam na ekran. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Tak, to on - powiedziałam i trzasnęłam drzwiami. Zawsze tak kończyły się nasze rozmowy. Niby wszystko jest normalne, jesteśmy przyjaciółkami, znamy się od zawsze, ale i tak nie możemy ze sobą wytrzymać nawet 5-ciu minut. Ruszyłam korytarzem w stronę schodów.
- Wróć tu - usłyszałam krzyk brunetki. Odwróciłam się w stronę drzwi, w których stała wkurzona dziewczyna. 
- Spierdalaj - powiedziałam, pokazałam jej środkowy palec i ruszyłam dalej. Zeszłam na dół i ruszyłam do kuchni, po drodze pozbywając się butów i płaszcza. Weszłam do czarno-białego pomieszczenia z wielkim metalowym stołem i mnóstwem różnorakich, kolorowych krzeseł. Przeszukałam szafki i wyjęłam z nich mleko, miskę i płatki. Westchnęłam i zajęłam miejsce na jednym z krzeseł. Przeżuwając chrupki przeglądałam jakieś papiery, które leżały na stole. Listy, rachunki, powiadomienia, zaproszenia, rozkazy, zaświadczenia, umowy... nuda.



Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi i kroki.
- Hej - usłyszałam głos mojej siostry. Spojrzałam na nią z uśmiechem i skinęłam głową.
- Rozpakowałaś się już? - zapytała opierając się o blat i przeglądając swój telefon. 
- Nie miałam okazji - powiedziałam gryząc płatki. Rudowłosa skinęła głową i uśmiechnęła się do telefonu. 
- Dobra, ja mam teraz ważną sprawę do załatwienia, więc jakbyś mogła się pospieszyć i wyjść, byłoby cudownie - powiedziała porządkując rzeczy na blacie stołu.
- Jasne - rzuciłam i wzięłam ostatnią łyżkę płatków. Chwilę później usłyszałam ponowne skrzypnięcie drzwi i ciężkie kroki. Spojrzałam w górę i zobaczyłam starszego mężczyznę w granatowym garniturze. Uśmiechnęłam się lekko do niego i ruszyłam w stronę zlewu.
- Czy wszystko jest gotowe? - usłyszałam cichy głos mojej siostry. Podeszłam do umywalki i wrzuciłam do niej miskę. 
- Dobrze, mamy prawie wszystkich - ponownie usłyszałam głos Celes - jeszcze dzisiaj dotrze tutaj Joe. 
Gdy usłyszałam to imię zamarłam. Zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam kasłać. Poczułam na sobie wzrok dwóch osób. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
- Lux, wszystko w porządku? - spojrzałam na siostrę i skinęłam.
- Jest dobrze, przepraszam - rzuciłam i wbiegłam po schodach na górę. Nie tylko nie Josh. Każdy tylko nie on... Chyba jednak nie jestem gotowa na spotkanie z moimi starymi koszmarami...