piątek, 10 lipca 2015

16. Zasady są takie...

- Lux - usłyszałam wołanie z dołu. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam w dół. 
- Ostatni pokój po prawej - rzuciła ruda i wróciła do kuchni. Odetchnęłam z ulgą, że to tylko ona i ruszyłam do swojego nowego pokoju. Cały czas moje myśli zaprzątał Joe i jego przyjazd tutaj. Dlaczego on tu przyjeżdża... nie chce znowu go spotykać. Weszłam do dużego, białego pokoju z wielkim oknem na całą ścianę. 
- Ładnie tu - rzuciłam rozglądając się. 



Pokiwałam głową z uznaniem przyglądając się obrazkom wiszącym na łóżkiem. Po mojej lewej stronie znajdowała się para drzwi. Oczywiście jedne prowadziły do łazienki, a drugie do garderoby. Wszystko było zachowane w zimnych kolorach, mimo to było przytulnie. Nerwowo spojrzałam na zegarek stojący na szafce. Szybkim krokiem weszłam do łazienki i wzięłam lodowaty prysznic. W ekspresowym tempie umyłam, wysuszyłam włosy i nałożyłam lekki makijaż w odcieniach złotego. Owinięta ręcznikiem przeszłam do garderoby i założyłam bieliznę.


Chwilę stałam przyglądając się ubraniom wiszącym na wieszakach. Wreszcie postanowiłam założyć obcisłą bordową sukienkę sięgającą do połowy łydki. Po wciśnięciu  na siebie sukienki odwróciłam się w poszukiwaniu swojej ulubionej pary butów od Giuseppe Zanotti'ego. Pośpiesznie je założyłam i ruszyłam do schowka na moją najlepszą biżuterię. Wyciągnęłam naszyjnik z pereł i kilka diamentowych pierścionków. Gdy na moich palcach znajdowało się ponad 190 tysięcy dolarów, a na szyji około 30 popsikałam się perfumami i wyszłam z pokoju nie martwiąc się o zabranie telefonu czy portfela. Jednak szybko zawróciłam do pokoju i zabrałam paczkę papierosów. 



Zbiegłam po schodach i ruszyłam do salonu w tych niebotycznie wysokich szpilkach. Poszukiwałam kogoś kto mógłby mnie zawieźć na miejsce, czyli do klubu. 
- Hej! Ty! - warknęłam do jakiegoś chłopaka siedzącego na kanapie - masz zawieść mnie w jedno miejsce bez słowa sprzeciwu. 
Brunet spojrzał na mnie przestraszony i ruszył w stronę wyjścia uprzednio biorąc kluczyki do jednego z aut. Po chwili siedzieliśmy w czarnym Astonie Martinie DV9.
- Zasady są takie - rzuciłam poprawiając jeden z pierścionków - nie wiesz gdzie jestem, nie widziałeś, że wychodziłam, w ogóle mnie nie widziałeś, jasne?
- Tak - odpowiedział bez zawachania. Spojrzałam na niego. Miał dłuższe, brązowe, potargane włosy. Kolczyk w wardze i kilka tatuaży na nieosłoniętych rękach. 


- To dobrze - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko gdy brunet na mnie spojrzał. Odwzajemnił uśmiech ukazując swoje proste, białe zęby. Nieźle, widzę, że zatrudniamy tylko pięknych ludzi. Patrzyłam na niego jeszcze kilka sekund i odwróciłam wzrok. Wjechaliśmy do miasta. Moją twarz zaczęły oświetlać reflektory, lampy, światła. Czułam, że odzyskuję siły. Zawsze uwielbiałam wielkie miasta tętniące życiem i gdy musiałam wyjeżdżać poza nie, traciłam siły i humor. Odetchnęłam z ulgą wygładzając sukienkę.
- Dokąd jedziemy, księżniczko? - zapytał brunet przygryzając wargę. Spojrzałam na niego z podniesioną brwią i podałam adres. Chłopak skinął głową i przyspieszył, łamiąc kilka przepisów. Na dworze zapanował już kompletny mrok, słońce, którego zachód mogłam oglądać jeszcze niedawno, zaszło, a na jego miejsce zajął księżyc, który dzisiejszej nocy był wyjątkowo jasny i duży.
- Proszę bardzo - usłyszałam mruknięcie chłopaka i poczułam, że samochód hamuje. Spojrzałam na neonowy napis wiszący nad klubem i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Dziękuję - powiedziałam i przejechałam dłonią po ramieniu chłopaka. Chwyciłam klamkę i otworzyłam drzwi. 
- Dasz radę wrócić sama? - zapytał, a ja spojrzałam na niego. 
- Coś wymyślę, nie martw się na zapas - rzuciłam - do zobaczenia... 
- Scott.
- Do zobaczenia Scott. Miłej nocy. 
Wysiadłam z samochodu, który chwilę później odjechał z zawrotną prędkością. Od razu poczułam na sobie wzrok wszystkich osób stojących w kolejce do wejścia. Spojrzałam na pierwszą osobę w tej kolejce. Niska brunetka zabijała mnie wzrokiem, mierząc od stóp do głów. Przekręciłam głowę i posłałam w jej stronę najbardziej fałszywy uśmiech jaki tylko mogłam. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę wejścia patrząc na ochroniarza, który wydawał mi się dziwnie znajomy. Stanęłam naprzeciwko niego.
- Witaj Lux, kope lat - usłyszałam jego niski głos. Podniosłam wzrok z lekkim uśmiechem. Teraz sobie przypomniałam. To był hmmm... Marcus lub Mike. Jakoś tak. 
- Całkiem dużo - powiedziałam i uścisnęłam lekko jego dłoń, którą do mnie wystawił - co u ciebie? Jak się sprawy mają?
- Nie powiem, całkiem dobrze. Wszystko poszło idealnie, a teraz świętujemy i mamy trochę wolnego. Resztę spotkasz w środku. - powiedział z ogromnym uśmiechem i otworzył przede mną drzwi.
- Bardzo się cieszę. Do zobaczenia później - powiedziałam klepiąc go po ramieniu z lekkim uśmiechem. Weszłam do klubu. Przede mną, na środku znajdował się duży, podświetlony bar, przy którym siedziało lub stało mnóstwo ludzi. Na rogach nowoczesnego baru umieszczone były klatki, w których tańczyły półnagie dziewczyny. Dookoła znajdowało się niewiele stolików, a pod ścianami stały duże boksy obite welurowym materiałem. Po prawej stronie sali znajdowało się przejście do innej części klubu. Była tam scena i znacznie więcej klatek, o których wspomniałam wcześniej. Właśnie tam, wszyscy bogaci faceci mogli szastać kasą do woli, patrząc na te przepiękne dziewczyny. Ruszyłam w stronę baru. Światła w podłodze i pot na ścianach przyprawiały mnie o mdłości, ale też wprowadzały w lepszy, imprezowy nastrój. Chwilę później, po przebiciu się przez tłum ludzi i obrzuceniu niektórych z ich siarczystymi obelgami dotarłam do baru. Zasiadłam w bardziej ustronnym miejscu z dala od pijanych nastolatków i napalonych dziadków. Spojrzałam na barmana idącego w moją stronę. 
- Witaj Lux - mruknął, a mimo głośnej muzyki usłyszałam jego zachrypnięty głos, który bardzo mi się podobał. 
- Witaj David. To co zawsze - odparłam kładąc paczkę papierosów na blacie. 
- Nigdy się nie znudzi, prawda? - rzucił odchodząc
- Co prawda, to prawda - odpowiedziałam odpalając papierosa i wkładając go do ust. Chwilę później przede mną pojawił się mój ulubiony drink i niebieskooki blondyn - David.
- Proszę bardzo - powiedział - co cię tu sprowadza?
- Miałam o to samo zapytać. Czy wszyscy moi starzy znajomi to prowadzą? -zapytałam z lekką irytacją - Jestem tutaj w interesach.
- Tak wszyscy - opowiedział inny głos. Spojrzałam przez ramię i ujrzałam kogoś, kogo się tutaj nie spodziewałam. 



- Ohh - to tyle co mogłam wydusić widząc go. Stał przede mną, jak zwykle, niezwykle przystojny, w idealnie skrojonym garniturze. Zapuścił brodę i zmienił fryzurę, co dodawało mu jeszcze większego uroku. Byłam w nim zakochana po uszy od kiedy poznałam go w wieku 13 lat. Szaleję za nim do dzisiaj, mimo, że gdybym była troszkę młodsza mógłby być moim ojcem.
- Panie Manganiello, coś podać? - zapytał barman wyrywając mnie z transu.
- Tak, to samo co sączy właśnie ta piękna dama - powiedział oschłym tonem nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.
- Oczywiście, coś... - blondynowi nie było dane dokończyć ponieważ mężczyzna odwołał go gestem dłoni.
- Witaj, droga Lux - powiedział i złożył krótki pocałunek na mojej dłoni. Jak zwykle zachowywał się bardzo spokojnie, z wrodzoną szarmancją.
- To wielki zaszczyt widzieć cię tutaj - powiedział z zabójczym uśmiechem siadając niedaleko mnie.
- To dla mnie także wielka przyjemność - powiedziałam przybierając profesjonalny wyraz twarzy i biorąc łyka drinka. 
- Skoro już się spotkaliśmy to powiedz mi jakie interesy cię tu sprowadzają - rzucił niby od niechcenia. Zawsze jego ton był władczy, a on wykorzystywał swoją pozycję i majątek do rzeczy, które mogły zaszkodzić wszystkim innym dookoła, oprócz niego. Każda moja rozmowa z nim wyglądała tak samo. On wyciągał ode mnie informacje o misjach, spotkaniach, transferach, a ja jak zaczarowana odpowiadałam na każde jego pytanie bardzo, ale to bardzo wylewnie. Pewnie znacie takie osoby, przy których tracicie całą pewność siebie i elokwencję. On właśnie był tą osobą. Nikt inny nie sprawiał, że tak długo i dokładnie ważyłam słowa, które wypowiadałam. Nie chciałam popełnić żadnego błędu, żeby nie pomyślał, że jestem tylko głupim dzieckiem zamieszanym w sprawy, o których nie ma pojęcia. 
- Można powiedzieć, że pewien chłopiec zrobił to czego nie powinien i musi za to zapłacić - powiedziałam zakładając nogę na nogę. 
- Pański drink, sir - powiedział barman stawiając na blacie szklankę wypełnioną napojem. 
- Za długo, odejdź - rzucił chwytając moją dłoń i przyglądając się biżuterii.
- Ładne - powiedział przybliżając moją dłoń do swojej twarzy. Z zamarłym sercem przyglądałam się jego poczynaniom. Nie mam pojęcia dlaczego to robił. Nigdy nie spotkałam się z takim gestem z jego strony. Może robił to ponieważ największy z tych pierścionków był właśnie od niego, albo był wielbicielem biżuterii. Hah, kogo ja oszukuję. Oczywiście, że robił to, ponieważ doskonale wiedział jak na mnie działa i perfidnie to wykorzystywał od kiedy skończyłam 17 lat. Czy wiedziałam, że to jest złe? Tak, ale z każdym spotkaniem zatracałam się tak bardzo, że po kilku latach stał się kimś tak bliskim mojemu sercu, że nie mogłam tego zakonczyć. 
- Ode mnie, prawda? - bingo
- Dokładnie - odpowiedziałam spięta. Niech on mnie już puści.
- Lubię ją - powiedział delikatnie odkładając moją dłoń. 
- Ja też - szepnęłam z uśmiechem i sięgnęłam po drinka. Przez kolejne kilkanaście minut rozmawialiśmy o sprawach bardziej biznesowych, o moim ojcu, o mnie, o nim. 
- A teraz, pani wybaczy, ale muszę zaopiekować się sprawami klubu - powiedział i kolejny raz tego wieczoru złożył pocałunek na mojej dłoni. 
- Oczywiście, do zobaczenia - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy. Mężczyzna położył dłoń na moim policzku i pogładził go kciukiem. 
- Na pewno - powiedział, uśmiechnął się i odszedł. Odprowadziłam go wzrokiem do momentu kiedy zniknął mi z pola widzenia. Odwróciłam się w stronę baru i zamówiłam kolejnego drinka, tym razem mocniejszego. Po chwili przede mną stał mój wymarzony napój.
- Matko, co on za mną robi - westchnęłam przebiagając ręką po głowie. 

_________________________________________________________________________________
EDIT:
uwaga uwaga zapominamy o imieniu Josh, postanowiłam zmienić imię koszmaru Lux ponieważ nie pasowało mi do opowiadania, w kolejnych rozdziałach poznacie imię koszmaru Lux :)
KOLEJNY EDIT:
jestem idiotką i zapomniałam, że w poprzednim rozdziale musze zastąpic imie Josh innym także, jeśli wrócicie na koniec poprzedniego rozdziału dowiecie się jak koszmarek ma na imię.

sobota, 30 maja 2015

15. Lepiej by było zapytać czy jesteś gotowa na spotkanie ze starymi koszmarami

- Witaj w domu, księżniczko - powiedział Jesse lekko szturchając mnie w ramię. Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby wyostrzyć obraz.
- No pięknie - westchnęłam wychodząc z samochodu - gdzie jesteśmy?
- W nowym domu - rzucił Matt wyciągając coś z bagażnika. Spojrzałam na niego i podniosłam brwi.
- Twój ojciec powiedział, że musimy zmienić naszą baze na coś mniej rzucającego się w oczy - odpowiedział Jesse odpalając papierosa.
- Jakiś stary pałac rzucał się mu w oczy, a to nie będzie? - powiedziałam opatulając się płaszczem. 


- Proszę cię, to przecież nasz szef. Co mieliśmy mu powiedzieć? Że to chujowy pomysł? - warknął Matty, trzaskając klapą bagażnika. Prychnęłam i ruszyłam ścieżką w stronę drzwi. 
- Dobra, nie ważne - syknęłam obciągając niżej sukienkę - czy mój samochód został dostarczony? Obaj mężczyźni skinęli głowami, wyprzedzając mnie. Chwilę później byliśmy obok drzwi. 
- Czy jesteś gotowa na spotkanie ze starymi znajomymi? - powiedział Matty podnosząc jedną brew z cwanym uśmieszkiem.
- Oczywiście - odpowiedziałam podnosząc kącik ust. Udawałam odważną, tak na prawdę byłam przerażona jak nigdy. Bałam się z kim będę miała do czynienia i jakie wspomnienia powrócą. O tak, wspomnienia są najgorsze. 
- Lepiej by było zapytać czy jesteś gotowa na spotkanie ze starymi koszmarami - rzucił Jesse przepuszczając mnie przez drzwi. 
- Mam nadzieję - szepnęłam i poczułam lekki uścisk w żołądku. Spojrzałam na duży salon znajdujący się centralnie przede mną. Po prawej stronie, niedaleko drzwi były szklane schody, pod którymi stało mnóstwo pudeł, walizek i skrzyń. Westchnęłam i ruszyłam dalej. Po lewej stronie małego korytarza była kuchnia, a po prawej metalowe drzwi. Zrobiłam kilka kolejnych kroków. Stałam obok przeszklonych drzwi prowadzących na taras. Umm.. Basen, fajnie. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na białą sofę i kilka foteli ustawionych niedaleko niej. Na sofie siedział mężczyzna. Chwile się mu przyglądałam, próbując sobie przypomnieć kto to. Nagle mnie olśniło.
- Alex - szepnęłam i ruszyłam w stronę chłopaka. Zatrzymałam się obok sofy, położyłam dłonie na oparciu i lekko przechyliłam się do przodu żeby mieć lepszy widok na chłopaka.
- Hej - rzuciłam i złożyłam szybki pocałunek na policzku chłopaka.
- Witaj - powiedział zachrypniętym głosem z pięknym brytyjskim akcentem. Alex, wysoki chłopak z kruczo czarnymi włosami zawsze idealnie zaczesanymi do góry w stylu Elvisa. Dowodził jednym z najlepiej wyszkolonych oddziałów w naszej organizacji. Był wzywany tylko i wyłącznie w naprawdę poważnych sytuacjach. Jego ludzie byli tak dobrze wyszkoleni, że nie można było ich nazwać zwykłymi chłopakami, którzy postanowili dołączyć do gangu. O nie. To były maszyny do zabijania. 
- Jak się trzymasz? - zapytał rzucając telefon na stolik naprzeciwko niego. Westchnęłam i odwróciłam wzrok.
- Bywało lepiej - szepnęłam.
- Niedługo będzie po wszystkim i będziesz mogła wrócić do swojego życia - powiedział i położył mi dłoń na ramieniu.
- Oby. Jestem okropnie wyczerpana tą akcją. Nie chcę już brać w tym udziału - szepnęłam siadając obok chłopaka.
- Nie przesadzaj. Twój ojciec wie, że nie jest z tobą za dobrze, dlatego jesteśmy tutaj. Ja, Nelly, twoja siostra, Jesse i Matty. Jeszcze dzisiaj, najpóźniej jutro, dotrze reszta - powiedział z uśmiechem.
- Nelly wróciła? - zapytałam zaskoczona. Chłopak przytaknął i wziął do ręki telefon, który zaczął wibrować. Odebrał telefon i wstał. Już miał odchodzić kiedy odwrócił się w moją stronę, położył dłoń na policzku i puścił oczko. Uśmiechnęłam się na ten gest i odprowadziłam go wzrokiem do drzwi wyjściowych. Chwilę później podniosłam się z sofy i ruszyłam schodami na górę w poszukiwaniu kogoś znajomego. Chociaż najbardziej chciałam spotkać Nelly. Nelly - wysoka brunetka o niezwykłej urodzie. Dziwna, brzydka i piękna zarazem. Zajmowała się informatyką, była ulubienicą mojego ojca, jego prawą ręką. Zawsze zachowywała kamienną twarz, była niczym posąg. Jednak, mimo tego wszyscy ją uwielbiali. 


Gdy byłam na szczycie schodów rozejrzałam się lekko. Ściany były białe, na niektórych wisiały kolorowe obrazy. 
- Dom jak dom, nic specjalnego - rzuciłam przyglądając się jednemu z obrazów.
- Nie podoba ci się? - usłyszałam znajomy głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby - Nelly. Uśmiechnęłam się i szybko odwróciłam. 
- Nelly - powiedziałam i uściskałam dziewczynę - jak się masz?
- W porządku, dzisiaj przyjechałam i jestem okropnie zmęczona, leciałam tutaj prawie z drugiego końca świata, więc mam nadzieję, że to nie będzie jakaś błahostka - powiedziała z lekkim uśmiechem
- Sama nie wiem czemu tu jesteście, nie widziałam ojca od ponad miesiąca - rzuciłam lustrując ją wzrokiem. Ubrana była w czarne spodnie z wysokim stanem i obcisłą, krótką koszulkę w szarym kolorze, na to zarzucony miała długi, sięgający prawie do kostek czarny, puchaty sweter. 
- No dobrze, nie ważne. Mów co u ciebie - powiedziała idąc wzdłuż korytarza. Ruszyłam za brunetką, która zatrzymała się przy drzwiach. 
- A co mogę powiedzieć? - zapytałam w przestrzeń - Tak naprawdę, od kiedy tu jestem, nie żyję. Jestem martwa, nie czuję nic. A ten miesiąc czy dwa były jakby wyjęte z mojego życia i prawie nic z nich nie pamiętam. Czuję taką dziwną pustkę.
Dziewczyna westchnęła przytakując i spojrzała na mnie ze wzrokiem pełnym współczucia.
- Nie rób ze mnie ofiary - powiedziałam z uśmiechem.
- Co?
- Patrzysz na mnie jakby umarła mi połowa rodziny, a ja właśnie dowiedziałam się, że mam raka i kilka dni życia - powiedziałam lekko uderzając ja w ramię. Brunetka zaśmiała się otwierając drzwi i wchodząc do środka. Jej pokój był bardzo duży i jasny. Na przeciwko drzwi znajdowało się łóżko z mnóstwem kolorowych poduszek, a po prawej stronie, pod ścianą stało ogromne biurko z mnóstwem monitorów i innych urządzeń. Po drugiej stronie pokoju znajdowała się para drzwi. Trochę dalej stały dwie sofy i fotele. Wszystko było zachowane w jasnych kolorach. Można powiedzieć, że było przytulnie, gdyby nie te pikające komputery. 
- Oh, przepraszam - powiedziała teatralnie i usiadła przy maszynach. Zaśmiałam się lekko na reakcję dziewczyny i usiadłam na sofie niedaleko niej. Przez chwilę przyglądałam się co robi, jednak zaczęły mnie boleć oczy, dlatego podniosłam się. Zaczęłam przechadzać się po pokoju skanując każdy jego kawałek. 
- Czy to jest ten chłopak którego miałaś zabić? - zapytała. Zaskoczona odwróciłam się w jej stronę. Brunetka siedziała wpatrzona w ekran z szeroko otwartymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Spojrzałam na nią zdziwiona i podeszłam bliżej, aby dowiedzieć się o co jej chodzi. Gdy znalazłam się obok komputera dziewczyna wskazała na ekran. 
- To on? - warknęła uderzając ręką w blat. Spojrzałam na nią lekko zdezorientowana.
- Nie przesadzasz troszkę? - zapytałam powstrzymując swoje zirytowanie
- Czy możesz mi odpowiedzieć na to pieprzone pytanie? Wleczesz się z drugiego końca pokoju przez pięć minut - warknęła spoglądając na mnie. Prychnęłam i spojrzałam na ekran. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Tak, to on - powiedziałam i trzasnęłam drzwiami. Zawsze tak kończyły się nasze rozmowy. Niby wszystko jest normalne, jesteśmy przyjaciółkami, znamy się od zawsze, ale i tak nie możemy ze sobą wytrzymać nawet 5-ciu minut. Ruszyłam korytarzem w stronę schodów.
- Wróć tu - usłyszałam krzyk brunetki. Odwróciłam się w stronę drzwi, w których stała wkurzona dziewczyna. 
- Spierdalaj - powiedziałam, pokazałam jej środkowy palec i ruszyłam dalej. Zeszłam na dół i ruszyłam do kuchni, po drodze pozbywając się butów i płaszcza. Weszłam do czarno-białego pomieszczenia z wielkim metalowym stołem i mnóstwem różnorakich, kolorowych krzeseł. Przeszukałam szafki i wyjęłam z nich mleko, miskę i płatki. Westchnęłam i zajęłam miejsce na jednym z krzeseł. Przeżuwając chrupki przeglądałam jakieś papiery, które leżały na stole. Listy, rachunki, powiadomienia, zaproszenia, rozkazy, zaświadczenia, umowy... nuda.



Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi i kroki.
- Hej - usłyszałam głos mojej siostry. Spojrzałam na nią z uśmiechem i skinęłam głową.
- Rozpakowałaś się już? - zapytała opierając się o blat i przeglądając swój telefon. 
- Nie miałam okazji - powiedziałam gryząc płatki. Rudowłosa skinęła głową i uśmiechnęła się do telefonu. 
- Dobra, ja mam teraz ważną sprawę do załatwienia, więc jakbyś mogła się pospieszyć i wyjść, byłoby cudownie - powiedziała porządkując rzeczy na blacie stołu.
- Jasne - rzuciłam i wzięłam ostatnią łyżkę płatków. Chwilę później usłyszałam ponowne skrzypnięcie drzwi i ciężkie kroki. Spojrzałam w górę i zobaczyłam starszego mężczyznę w granatowym garniturze. Uśmiechnęłam się lekko do niego i ruszyłam w stronę zlewu.
- Czy wszystko jest gotowe? - usłyszałam cichy głos mojej siostry. Podeszłam do umywalki i wrzuciłam do niej miskę. 
- Dobrze, mamy prawie wszystkich - ponownie usłyszałam głos Celes - jeszcze dzisiaj dotrze tutaj Joe. 
Gdy usłyszałam to imię zamarłam. Zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam kasłać. Poczułam na sobie wzrok dwóch osób. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.
- Lux, wszystko w porządku? - spojrzałam na siostrę i skinęłam.
- Jest dobrze, przepraszam - rzuciłam i wbiegłam po schodach na górę. Nie tylko nie Josh. Każdy tylko nie on... Chyba jednak nie jestem gotowa na spotkanie z moimi starymi koszmarami...

środa, 18 lutego 2015

Dziękuje

Tak wiem, że powinien pojawić się rozdział, bo kurde ile czasu minęło od ostatniego rozdziału? Chyba 2 miesiące lub więcej, nie pamiętam. Przepraszam. Wiem, że czekacie na nowy, ale kurde nie wiem jak się za niego zabrać, bo jak już wiele razy pisałam, chyba wzięłam na swoje barki zbyt dużo i ten temat mnie poprostu przerósł i nie daje rady. Ostatni rozdział jakoś mi wyszedł, wkleiłam kilka nowych postaci, ale teraz całkowicie straciłam pomysł. Nie wiem co napisać, co fajnie by się czytało, co byłoby fajnym rozwinięciem tematu. Nic. Całkowita pustka. 

Przepraszam... mogłam w ogóle tego nie zaczynać.

A! I bardzo dziękuję wam za te wszystkie dobre słowa. Nie te: ,,next, czekam na nexta, czekam na kolejny, kiedy kolejny"
Wszystkim którzy się wysilają i piszą nawet krótkie komentarze, które mogą pomóc mi w pisaniu tego, bardzo dziękuję :)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

14. Dlaczego się nie sprzeciwiliście?

- Ojj, biedna Lux. Co się stało? Ktoś cię porwał?
_________________________________________________________________________________
Spojrzałam na Jego twarz, na której malował się wredny, zwycięzki uśmieszek. Czy ten chłopak myśli, że mnie zagiął, a ja zacznę się przed nim płaszczyć? Ha, nie ma szans. Nigdy nie zdobędzie tej satysfakcji. Muszę opracować plan. Za mną jest dwóch gości, no i pewnie jest jeszcze kilku w domu. Do tego On i jacyś inni faceci. Ja pierdole, to będzie straszne. Czy mam przy sobie telefon? Hmm... nie, szkoda. Może Kaya go ma i mi go odda. A to stanie się niedługo.
- Co się stało? Zaniemówiłaś? - do moich uszu dotarł ten sam denerwujący głos. Zmierzyłam go chłodnym wzrokiem i prychnęłam. Chłopak podniósł kącik ust do góry ukazując zagłębienie w policzku i oparł się o frot biurka zmniejszając odległość między nami.Nie spuszczałam z niego wzroku. Stałam prosto i wpatrywałam się z chcęcią mordu w jego oczy. 
- Jeśli chcesz wyjść z tego cało, lepiej zacznij mnie błagać o litość - powiedział uśmiechając się lekko - i chyba znasz sposób żeby mnie przekonać, dziwko. 
I właśnie w tym momencie przegiął. 
- Styles ty chuju! - krzyknęłam i rzuciłam się w stronę chłopaka - nie daruję ci tego! Jeszcze dostaniesz to na co zasłużyłeś! Będziesz skończony i już nikt, ani nic ci nie pomoże. Zniszcze cię szyciej niż zdołasz się obejrzeć!
Byłam już o krok od Niego. Wyciągnęłam ręce żeby złapać go za szyję, jednak zostałam powstrzymana przez dwóch osiłków. Złapali mnie za ramiona i lekko podnieśli. Zaczęłam się wyrywać, jednak fakt, że nie dotykałam stopami podłoża utrudiał ucieczkę. Nadal mnie trzymając zrobili kilka kroków do tyłu i rzucili na podłogę. Opuściłam głowę pozwalając żeby włosy zakryły twarz i resztę ciała. 
- Odwaga cię opuściła? Już nie dajesz rady, chcesz mi coś powiedzieć? - powiedział
- Pierdol się, Styles. - warknęłam i zaczęłam się podnosić - To jedyne co mogę ci powiedzieć. Pierdol się. 
Ponownie stanęłam prosto i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam kiedy ta grupka i starszy pan opuścili pokój. Zostałam sama z Nim i tymi osiłkami. Nagle usłyszeliśmy hasał tłuczonego szkła i krzyki. 
- Pójdźcie to sprawdzić! - krzyknął chłopak, a chwilę później usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Świetnie. Wystarczy tylko, że Harry do mnie podjedzie, a ja go załatwię, ale najpierw się z nim pobawię. Potrzebuję odstresowania, prawda?
Brunet spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zlustrował moją sylwetkę. Dyskretnie spojrzałam na to co mam na sobie. Jak zwykle. Krótka sukienka, pończochy i platformy. Miałam jeszcze na sobie dłuższy czarny płaszcz, co pozwoliło mi się lekko zasłonić.





Wyprostowałam się i pewnie spojrzałam na niego. 

- Nieźle - przyznał z uznaniem. Uśmiechnęłam się lekko i poprawiłam włosy. 
- O czym my to.. ah wlaśnie. Miałaś mnie przkonać żebym cię wypuścił, a ty chyba wiesz co zrobić - powiedział z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałam na niego z podniesioną brwią. Czy ten dupek uważa mnie za taką dziwkę?
- Spierdalaj - powiedziałam i rozejrzałam się po pokoju - nie jestem dziwką, a już na pewno nie twoją. Wkurzył się, kątem oka zauwżyłam, że zacisnął pięści. Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do półki z książkami. Przejechałam dłonią po grzbietach studjując tytuły utworów. Całkiem niezły gust. Mogłabym się z nim dogadać. Pomyślałam przypominając sobie starszego pana, który kilka minut wcześniej wyszeł z pomieszczenia. Nagle poczułam pchnięcie, a moje plecy zderzyły się z regałem. Jego ręka została zaciśnieta na moim gardle.
- Jesteś dziwką i nikim więcej. Takie ścierwo jak ty nie powinno istnieć. Najlepiej by było gdybyś umarła, najlepiej tragicznie i wtedy nikomu byś nie przeszkadzała - warknął. Spojrzałam na niego zdziwiona, moje usta otworzyły się lekko, a oczy zaszkliły. 
- Zwiążę cię - szepnął i oblizał wargi. Moja pewność siebie zniknęła jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nogi się podemną ugięły, a umiejętność mowy zanikła. Pierwszy raz w całym życiu zdarzyło mi się coś takiego. Spojrzałam w dół. Nie wiedziałam co zrobić. Pierwszy raz czułam się bezbronna i niepotrzebna. Przygryzłam wargę i spojrzałam na bruneta. Ubrany był w czarne spodnie i lekko rozpiętą od góry koszulę, tego samego koloru. Spod wywinętych rekawów wystawały tatuaże. Ostatni raz spojrzałam na jego szyję, która po części pokryta była tuszem. Powróciłam wzrokiem na oczy chłopaka, który przyglądał mi się z lekkim, chamskim uśmieszkiem. Westchnęłam czując metaliczny smak krwi w ustach. Weź się w garść, idiotko. To nie jest najlepszy czas na tracenie wiary w siebie. Ponownie westchnęłam i uśmiechnęłam się chytrze. Brunet zacisnął dłoń na mojej szyji. I to był błąd. W jednej chwili wyciągnęłam z wcześniej rozerwanej kieszeni płaszcza mały sztylet i wbiłam mu w ramię. 


Chłopak automatycznie cofnął się i złapał za ramię. Spojrzałam na niego z chytrym uśmieszkiem i podeszłam do klęczącego już bruneta. 
- I co? Jak się teraz czujesz, pokonany przez dziwkę? - powiedziałam akcentując ostatnie trzy słowa. Wyjęłam kolejne dwa ostrza i uklęknęłam obok chłopaka. Leżał na boku i lekko zwijał się z bólu. Prychnęłam. Podniosłam się i szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia. 
- Ty dziwko, nie żyjesz - szepnął. Odwróciłam się. Podpierał się jedną ręką o regał z książkami, a druga bezwładnie zwisała. Uśmiechnęłam się. Już miał ruszyć w moją stronę, kiedy kika centymetrów przed twarzą wbiły się dwa kolejne ostrza. Zatrzymał się i spojrzał z przerażeniem na ostrza, a później na mnie. Nagle kilka książek z samego szczytu regału spadło na niego. Niefortunnie wyrywając z ramienia sztylet. 
- Ups, zostanie blizna - powiedziałam przesłodzonym głosem i wyszłam. Znalazłam się na długim korytarzu. Spojrzałam w lewo. Nie, tam byłam.... Bez niepotrzebnego myślenia ruszyłam w prawo. Szłam kilka sekund długim, białym korytarzem, później postanowiłam skręcić w lewo. Zauważyłam ogromne, drewniane drzwi. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Po kilkunastu sekundach nasłuchiwania ruszyłam szybkim krokiem. Nagle zauważyłam, że obok drzwi znajduje się ogromna komoda. Jeśli się okaże, że tam jest mój telefon to jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Sprawdziłam szuflady, niektóre były zamknięte, a w tych otwartych nie znalazłam niczego ciekawego oprócz wizytówki. Bez wachania wzięłam ją i schowałam do kieszeni. Stanęłam przed drzwiami. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Nacisnęłam klamkę. Jest! Jest! Jest! JEST! Kurwa, Tak! Znalazłam się na podwórku. Najprawdopodobniej z tyłu domu. 
- Las - szepnęłam - może to nie jest za dobry pomysł, ale jednak zawsze coś. Wyszłam z domu, zamknęłam za sobą drzwi żeby nie było podejrzeń i pobiegłam. Pewnie minęło mnóstwo czasu i przebiegłam kilka kilometrów. Straciłam rachubę czasu, ale byłam pewna, że jestem daleko od tego domu i Harry'ego. Zatrzymałam się i rozejrzałam. Stałam na środku leśnej drogi. 


- Niby to jest najłatwiejsza droga, żeby mnie znaleźć. Przecież nie będą mnie szukać na pieszo, ale zaryzykuję.
Ruszyłam wolnym krokiem. Wiał zimny wiatr, byłam zmęczona i zmarznięta, a nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Poprawiłam włosy i wyjęłam telefon. 
- No jasne. Rozładowany, jak zwykle - prychnęłam i bardziej otuliłam się kurtką. Westchnęłam i powoli szłam nasłuchując odgłosów samochodów czy zwierząt. Cisza...
Tym razem nie była odprężająca i miła. Nagle usłyszałam swoje imię i bardzo znajomy głos. Wyrwało mnie to z zamyślenia. Przede mną zatrzymał się czarny samochód. Jak najszybciej przebiegłam po liście nazwisk kojarzących mi się z tym głosem. 
- Jesse - mruknęłam spoglądając na zarys mężczyzny wysiadającego z samochodu. Odwrócił się w moją stronę z chamskim uśmieszkiem i ruszył wolnym krokiem. 
- Witaj, księżniczko - powiedział z ironią.
Znalazł się kilka metrów ode mnie. Dopiero teraz mogłam się mu dokładniej przyjrzeć. Zmienił kolor włosów. Ma więcej tatuaży. Uśmiechnęłam się i podniosłam brew.



- Jesse - powiedziałam i ruszyłam w jego stronę - co ty tu robisz? 
- Szukałem cię - odpowiedział i przyciągnął do siebie. 
- A tak na prawdę? - szepnęłam wtulając się w chłopaka. 
- Twój tatuś powiedział, że przedłużasz i razem mamy się tym zająć. A tak na marginesie, co ty tu robisz do cholery?! - odpowiedział odsuwając mnie od siebie i mierząc zaskoczonym, lekko wkurzonym spojrzeniem. 
- A... - machnęłam ręką - spaceruję. 
- W tych butach i sukience, o ile to sukienka. Krótszych nie było? - zapytał skanując mnie od gory do dołu. 
- No były, ale powiedziałam sobie, że dzisiaj bez szaleństw. No przecież wiesz, że lubie dobrze wyglądać - odpowiedziałam przesłodzonym głosem
- Yhy, powiedzmy, że ci wierzę - odpowiedział mrużąc oczy - może chociaż powiesz swojej maskotce. Spojrzałam na niego zdziwiona. W jednej chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwi i kroki. Odwróciłam wzrok na samochód. Na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Odlepiłam się od Jesse'ego i w podskokach podbiegłam do kolejnego mężczyzny.
- Aaaaaa, Matty! - krzyknęłam i rzucilam się na niego. Zamknęłam niższego od siebie chłopaka w miażdżącym uścisku. 


- Lux... - powiedział lekko zachrypniętym głosem - puść mnie, dusisz. Spojrzałam na chłopaka i rozluźniłam uścisk. 
- Dlaczego tu jesteście? Dlaczego się nie sprzeciwiliście? - powiedziałam patrząc raz na Matty'ego raz na Jesse'ego. 
- Bo to nasz szef? Dlaczego ty się nie sprzeciwiłaś? Mogłaś zrobić to samo - odpowiedział Matty odpalając papierosa. Prychnęłam i spojrzałam na czarno-biało włosego mężczyznę. On tylko wzruszył ramionami. Ponownie spojrzałam na bruneta. Siadział na trawie opierając plecy o drzewo. Wolnym krokiem podeszłam do niego i usadowiłam się niedaleko. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i podał paczkę papierosów. 
O tak, tego potrzebowałam. Wyjęłam jednego i skinęłam głową w ramach podziękowania, a następnie odpaliłam papierosa. 
- Gdzie byłaś? - szepnął spoglądając na mnie.
- Zostałam ,,porwana" przez tego chłopaka, którego mam zabić - westchnęłam spoglądając na stojącego nad nami Jesse'ego, ktory właśnie odpalał swojego papierosa. Stworzył nam się klub palaczy... Matty wygląda jak chodząca śmierć, tak samo Jesse. A minęło kilka miesięcy. Niedługo będę ich widywać na cmentarzu, prędzej nałóg ich zabije niż człowiek. To jest okropne... ale to ich życie...
- Ile u niego byłaś? - zapytał brunet
- Kilka godzin, w nocy mnie zabrali, a jakąś godzine temu uciekłam - odpowiedziałam poprawiając włosy i płaszcz. 
- Miałaś ze sobą broń? - tym razem zapytał Jesse
- Nie, ale w płaszczu miałam wszyte kilka sztyletów - uśmiechnęłam się pokazując im jeden.
- Ja pierdole, ale idioci. Nawet cię nie przeszukali - powiedział Matty rzucając wypalonego papierosa na ziemię. 
- Też się zdziwiałam. Ci moi porywacze nie byli zbyt inteligentni, chyba za bardzo nie wiedzieli co robią. Wrzucili mnie do samochodu, a później gadali między sobą co mają zrobić - parsknęłam - Jednak udało im się zabrać mój telefon. 
- Gdybyśmy my mieli cię porwać nie byłoby tak kolorowo - powiedział Jesse - i na pewno nie wydostałabyś się tak szybko. A właśnie, co do tego chłopaka... to co ty u niego robiłaś? 
- Długa historia. Impreza, szczeniackie zabawy i głupi zakład - odpowiedziałam podchodząc do chłopaków. Spojrzałam na nich i przytuliłam.
- Cieszę się, że jesteście tu ze mną - szepnęłam zaciaśniając uścisk.