wtorek, 16 grudnia 2014

13. Ojj, biedna Lux

[- Kici kici...]
Kurwa. Ile bym dała żeby ktoś postanowił teraz odwiedzić Harry'ego.
Nie odrywając wzroku od wejścia do salonu zaczęłam powoli przesuwać się w lewą stronę. Miałam jedną szansę na ucieczkę. Na szczęście drzwi na taras były lekko uchylone, co dało mi łatwiejszą drogę ucieczki. 
- I tak się nie schowasz, zawsze cię znajdę.
Kurde, kurde, kurde. Oby był ślepy lub nieogarnięty, bo moja ucieczka pójdzie się jebać. 
Zapanowała cisza. Nie było słychać już kroków, silników samochodów, szmerów, nawet wiatru. Wszystko nagle ucichło. Ile bym teraz dała za jakiś wybuch lub alarm. Moje błagania jednak nie zostały wysłuchane. W domu było strasznie cicho. Jakby ten facet rozpłynął się. Dobra, muszę się oganąć i jak najszybciej uciec. To moja ostatnia szansa. 
Westchnęłam i rzuciłam się do ucieczki. Przekroczyłam próg, zimny wiatr uderzył w moją odkrytą skórę, w głębi duszy już skakałam ze szczęścia. Nagle poczułam ramiona zacikające się ciasno na mojej talii i rękach. Zaczęłam się szarpać. 
- Nie szarp się, mała - usłyszałam niski, męski głos. Jedyną rzeczą, która mnie zdziwiała to, to że skądś go kojarze. 
Wszedł ze mną do domu. Ostatni raz spojrzałam na taras, którego drzwi zostały właśnie zamknięte przez kolejenego mężczyzne. Otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam się rozglądać za kolejną droga ucieczki. Jednak było za ciemno, a ja nie znałam tak dobrze tego domu. Mężczyzna rzucił mnie na sofę. Na szczęście mnie nie związali. Usłyszałam za sobą chrząknięcie. Wyprostowałam się, a moja pewność siebie powróciła. 
- Pójdziesz z nami, kotku.
Prychnęłam na jego słowa. Nie boję się go. Jeszcze nie wie z kim zadziera. Jeśli tylko w moim zasięgu znajdzie się broń, na pewno nie będę oszczędzała amunicji. 
- Wstawaj - warknął. Spojrzałam z pewnym uśmieszkiem na cień przede mną.
- Nie słyszysz mnie?! 
- Słyszę, nie musisz się wydzierać - odpowiedziałam.
- To wstawaj, kurwa.
- Nie mam butów - odpowiedziałam poprawiając swoją pozycję.
Najwyraźniej wkurzony mężczyna ruszył w stronę drzwi wejściowych, a chwilę później na moich udach znalazły się buty. 
- I kurtki
- Nie, no teraz to już przesadziłaś! Wstawaj szmato!
Podniosłam się z kanapy i przeszłam w stronę drzwi. Zatrzymałam się i spojrzałam na osobę stojącą najbliżej mnie. Chrząknęłam i skinęłam na szafę. Przestraszony mężczyzna wyjął z niej mój płasz. Czy jestem aż tak przerażająca? Oby tak. Nagle ktoś złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię, a chwilę później zostałam wrzucona do jakiegoś samochodu. 
- I co z nią teraz?
- Nie wiem, chyba mamy ja zawieść do H..
- Zamknij morde. Może nas słyszeć.
Usłyszałam szepty na przodzie samochodu. Czyżby moi porywacze nie wiedzieli co zrobić?
Uśmiechnęłam się i spojrzałam za szybę. Rozpadało się, zaczął wiać wiatr, a niebo co jakiś czas rozjaśniało się i słychać było grzmot. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Pomyślałam o mojej siostrze i tym, że nawet nie wie, że ,,zostałam porwana". Zaczęłam rozmyślać o tym, co by było gdybym nie została wplątana w to całe bagno, gdybym nie musiała zabijać ludzi. Byłabym normalną dziewczyną, miałabym chłopaka, chodziła na imprezy, miała swoje problemy. Jednak moje życie było jednym wielkim strachem. Strachem przed schwytaniem, strachem przed śmiercią. Całe swoje życie uciekałam. Przeprowadzaliśmy się z jednego miasta do drugiego, z jednego państwa do drugiego, na inny kontynent, żeby znaznać kilka dni wolności i poczuć się bezpiecznie. Nawet teraz, będąc dorosła nie mogłam decydować o swoim życiu. Wszyscy z mojego otoczenia wiedzieli kim jestem, kogo córką jestem i nie mogłabym pozbyć się tej naklejki. Nawet gdybym pragnęła tego najbardziej na świecie. To się nie zmieni. Od samego początku towarzyszyłam mojemu ojcu na przeróżnych spotkaniach, poznałam wtedy wielu niebezpiecznych ludzi, którzy albo gniją w więzienu, albo już dawno znajdują się cztery metry pod ziemią. Pamiętam... był tam jeden mężczyzna. Zawsze uśmiechnięty, czarnowłosy z niebieskimi oczami. Bardzo często widywał się z moim ojcem. Był dla mnie jak starszy brat lub drugi ojciec. Gdy tego pierwszego nie było zawsze odwiedzałam go i spędzałam bardzo dobrze czas. Nigdy się wtedy nie nudziłam i mogłam zapomnieć chociaż na chwilę o tym gdzie się znajduję i co robię. Był grudzień. Właśnie miałam wychodzić kiedy zatrzymał mnie i wręczył mi małe pudełeczko. Powiedział, że jeśli się rozstaniemy mam je otworzyć. Kilka dni później otrzymałam wiadomość o jego śmierci.
W dniu pogrzebu siedziałam na ławce obok jego grobu prawie cały dzień. Nie mogłam się pogodzić z tym, że go straciłam. Był jedyną osobą, która traktowała mnie jak dziecko, którym przecież byłam. Tego dnia też otworzyłam pudełko. Znalazłam krótki pożegnalny list i wisiorek z dmuchawcem. Mała szklana kóla, a w niej zamknięty dmuchawiec.





Otworzyłam oczy i spojrzałam na wnętrze samochodu, które teraz było lekko zamglone, przez moje łzy. Pociągnęłam lekko nosem i przetarłam oczy. 

- Wysiadaj - usłyszałam niski głos, a drzwi obok mnie się otworzyły. Mężczyzna złapał mnie za ramie i wyciągnął z samochodu. Spojrzałam na ogromny, biały budynek. Nie wierzę, że nie zwróciłam uwagi na drogę. Jestem taka nieprofesonjalna. Jak zwykle.
Meżczyzna zacisnął rękę na moim ramieniu i ruszył w stronę budynku. Nagle ktoś przyłożył mi do twarzy jakiś materiał. Jest nasączony chloroformem. Nie mogę zasnąć.. kurde. Moje oczy zaczęły się robić ciężkie, a dosłownie kilka sekund później zasnęłam. 
Poczułam zimny wiatr na mojej niezakrytej skórze. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. 
- Gdzie ja jestem? - szepnęłam rozglądając się. Stara, zapyziała piwnica. Bez okien, kilka półek i regałów. Mnóstwo pudeł i pajęczyn. Pięknie. Zawsze marzyłam żeby zamieszkać w takim pokoju. Wstałam i lekko się przeciągnęłam. Spojrzałam na swoje podrapane i poobijane nogi. Podobnie wyglądały moje ręce, na których były odciśnięte ślady łap. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Uniosłam brwi i spojrzałam na nie. Oczywiście jak podczas każdego porwania, w piwnicy było ciemno, dlatego nie widziałam osoby stojącej w progu. Jednak nie była ona zbyt wysoka. Kobieta... na 100% nie będzie tak źle. Ona na pewno nie jest osobą, której szukam. Chrząknęłam.
- Idziesz ze mną - powiedziała dziewczyna i ruszyła w moją stronę. Jedynym źródłem światła był księżyc wpadający przez okno. Kiedy szła w moją stronę jej twarz została oświtlona. Była brunetką, bardzo ładną, nie wyglądała na kogoś złego i mogącego zabić drugą osobę. Miała smutne oczy i lekko rozmazany makijaż, była nieco niższa ode mnie. Spojrzała na mnie, a na jej twarzy malował się smutek i niepewność. Może ona nie chce tu być. Pewnie też została porwana.




- Nigdzie nie ide - warknęłam i spojrzałam jej w oczy. Dziewczyna zatrzymała się i zrobiła krok do tyłu. Przestraszyła się. Kurde, od samego początku się bała, a teraz boi się jeszcze bardziej. Z jednej strony to dobrze, ale nie chcę żeby mi zeszła na atak serca. Otworzyła usta, ale od razu je zamknęła. Widać było, że zaczęła się denerwować. Zrobiła krok do przodu, przeczesała włosy ręką i westchnęła. Znowu jej twarz była oświetlona. Spojrzała na mnie i wyciągnęła lekko rękę.

- Proszę, chodź ze mną - jej oczy lekko się zaszkliły, a głos zaczął załamywać - musisz iść. P-proszę.
- Hej, nie bój się. Już nikt ci nic nie zrobi, rozumiesz? - szepnęłam i podeszłam bliżej. Brunetka przytaknęła. Spojrzałam na nią i westchnęłam. 
- Chodźmy - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi - a właśnie, jak masz na imię?
- Kaya - szepnęła wspinając się po schodach. Chwilę później znalazłyśmy się w długim korytarzu. Ściany były czarne i lekko oświetlone, wisiały na nich ciekawe obrazy. Można powiedzieć, że było w miarę przytulnie. Zdecydowanie to był czyjś dom,  no bo gdzie mogłabym być? Włożyłam ręce do mojego płaszcza, który o dziwo miałam na sobie i szłam posłusznie za brunetką. Jak zwykle zaczęłam bawić się jego rogiem. Nagle poczułam coś ostrego, wszytego między materiał. Rozerwałam kieszeń i zaczęłam przeszukiwać płaszcz. Poczułam coś bardzo ostrego. Nóż. Nawet dwa. Świetnie. Jednak mam trochę szczęścia. Z zamyślenia wyrwało mnie chrząknięcie brunetki. 
- Hmm? - spojrzałam na dziewczynę lekko zdziwniona
- Gotowa? - zapytała i skinęła głową w stronę drzwi.
- No raczej tak - westchnęłam i podrapałam się po głowie. 
- To zostańmy tu jeszczę chwilkę. Pzygotuj się psychicznie na to co cię tam...
- Przestań zanudzać. Wchodzimy - warknęłam na co dziewczyna się lekko speszyła i spuściła wzrok. 
- Jasne - szepnęła i pchnęła drzwi. Weszłyśmy do dużego pomieszczenia. Było bardzo jasne i wysokie. Na końcu, pod oknami stało biurko z jakimiś papierami, lapotopem i innymi gratami. I to wszystko. Ściany były zasłonięte przez sięgające prawie do sufitu regały z książkami. Wszysktie były całkowicie zapełnione kolorowymi dziełami. Nieźle... Pod oknem stał odwrócony do mnie plecami mężczyzna. W granatowym ganiturze, z brązowymi. zaczesanymi do tyłu włosami, nawet wysoki, szczupły. Poczułam lekkie uderzenie w ramię. Spojrzałam na brunetkę, która skinęła na mnie głową i lekko się cofnęła. Ostatni raz się rozejrzałam. Przy drzwiach stało dwóch facetów. 
- Proszę pana, przyprowadziłam... 
- Wiem, idź już - przerwał jej chłodnym tonem - proszę podejdź bliżej. Zrobiłam kilka kroków w przód i przeczesałam lekko włosy. 
- Pewnie zastanawiasz się dlaczego tu jesteś, i dlaczego akurat ty - zaczął mężczyzna
- Chciałabym się dowiedzieć - syknęłam
- Nie przerywaj mi, bo mnie zdenerwujesz. Także, wracając do twojego ,,porwania" - zaznaczył w powietrzu cudzysłów - zacznijmy od tego, że zaintrygowałaś mnie swoim spokojem. Większość dziewcząt zaczęłaby płakać i błagać o wypuszczenie, ale ty tego nie robisz. Dlaczego?
- Jestem gotowa na wszystko. Nie płaczę z byle powodu, dopóki nie będziecie mnie torturować lub przyłożycie broni do skroni o nic nie będę błagać ani płakać - odpowiedziałam pewnie i uniosłam jedną brew słysząc otwierane drzwi. Spojrzałam w prawo. Nie zauważyłam tych drzwi. Tajemne przejścia? To nie jest zwykły dom, prawda? A to nie jest jakiś miły pan, który zaraz mnie poczęstuje ciasteczkami i herbatką? Szkoda.. mogło być tak pięknie. Do pomieszczenia weszło kilku mężczyzn, ale za bardzo się im nie przyglądałam. Spuściłam wzrok i sporzałam na coś ciekawszego. A mianowicie, moje buty. Nagle usłyszałam głos. JEGO głos. Głos tego dupka, który zostawił mnie samą w jego domu. Zaczęło się we mnie gotować. Spojrzałam przed siebie, a następnie odszukałam wzrokiem bruneta. Stał tam i patrzył się na mnie z triumfalnym uśmieszkiem. Nie ma tak łatwo, Harry. Jescze nie wygrałeś. To ja zawsze wygrywam. 
- Ojj, biedna Lux. Co się stało? Ktoś cię porwał? 

niedziela, 9 listopada 2014

12. Kici kici

Znowu siedzę tu sama. Harry'ego nie ma już jakieś trzy dni, może więcej. Przestałam się nim przejmować. Chociaż, czuję pustkę. Nie lubię tego domu, tej samotności i nie chcę już tu być. Boję się, że jacyś jego znajomi przyjdą tutaj i zaczną wypytwać mnie o niego, zaczną osądzać o zaginięcie lub zabicie. Heh... to byłoby śmieszne. A jeśli jego rodzice postanowią go odwiedzić, a zamiast niego zastaną mnie. Co ja im powiem? Państwa syn wyszedł jakieś pięć dni temu i nadal nie wrócił, ale nie zgłosiłam zaginięcia, bo nienawidzę tego dupka. Tak, na pewno by mnie polubili. A co jeśli jego rodzice tak samo są nienormalni jak on i noszą ze sobą karabiny? Mogliby mnie zastrzelić. Plusem jest to, że nie musiałabym tu już mieszkać, ale jednak nie wykonałabym swojego zadania. A jeśli ja będę martwa, to kto zabije Harry'ego? Nie chce dawać mojej siostrze lub Sky tej przyjemności. Przecież mogłabym się stąd wynieść i nie miszkać tu dłużej, ale nie chce. Dobrze mi tu mimo, że jest wiele zagrożeń. Podoba mi się ten dom, jest duży i bardzo fajnie urządzony. O wiele lepszy niż ten zdechły pałac, w którym muszę mieszkać. Sama nie wiem, nie rozmawiałam z nikim od dwóch dni.

_________________________________________________________________________________


Zimno. Ciemno. Jest prawie 20. Właśnie weszłam do mojego tymczasowego domu. Szybko pozbyłam się butów i płaszcza i ruszyłam do salonu. Usidałam na sofie, a obok mnie od razu znalazły się trzy psy, którymi musiałam się opiekować. 
- Ten dupek nawet nie przejął się wami. Gdybym ja się wami nie zajęła już dawno by was tu nie było - szepnęłam gładząc jednego psa po głowie. Włączyłam telewizor i podniosłam się z kanapy. Wolnym krokiem ruszyłam do kuchni w celu zrobienia herbaty. Pięć minut później byłam znowu na sofie przykryta grubym kocem w towarzystwie dwóch psów. Właśnie zaczął się jeden z najdziwniejszych i najgłupszych programów telewizyjnych, więc postanowiłam go obejrzeć. Nagle, błogą ciszę przerwał dźwięk mojego telefonu. Lekko przestraszona i z szybciej bijącym sercem odebrałam telefon. 
- Halo? 
-...
- Halo?
-... hshsszszszszhshszszsz *pipipi*
- Hmm... to było dziwne. Nagle usłyszałam ciche stukanie w okno. Otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam się wolno obracać. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam, że to tylko gałąź. Właśnie dlatego nienawidzę być sama w domu. Zwłaszcza obcym. Pozbyłam się złych myśli i wróciłam do oglądania telewizji. Około pół godziny później usłyszałam warczenie psa. Spojrzałam na dwa psy leżące przy moich nogach. Odwróciłam lekko głowę i zauważyłam ostatniego zwierzaka, stającego naprzeciwko schodów z najeżonymi włosami.
- Hej, mały - powiedziałam - cicho bądź, jest już za późno na takie szczekanie. Pies jednak na mnie nie spojrzał. Nadal patrzył się na schody. Wzruszyłam ramionami i westchnęłam. Ponownie wróciłam do oglądanie telewizjii. Ułożyłam się wygodniej i zasnęłam. Usłyszałam szczekanie. Lekko się przeciągnęłam i podniosłam. Telewizor był wyłączony, tak samo jak światło. Przesunęłam dłonią po blacie stolika leżącego naprzeciwko sofy. Nie było go. 
- Kurwa, kurwa, kurwa - szepnęłam i podniosłam się z kanapy. Podeszłam po stolika i spróbowałam zapalić lampkę. Nie udało się. Nie było prądu. Ale się wpakowałam. Ja pierdole. Nagle usłyszałam kroki. Gdzie są te cholerne psy?! Myślałam, że trzyma je po to, żeby broniły domu. Kurwa... Kroki, skrzypiące schody. Zaczęłam się cofać. Oparłam się o jedną ze ścian, zamknęłam oczy i nasłuchiwałam. Jeden lub dwóch na piętrze. Na pewno jeden schodzi po schodach. Kilku wokół domu. Samochód. Dwa. Mam przejebane bardziej niż zwykle. Otworzyłam oczy i spojrzałam na wejście do salonu. Gdybym nie zasnęła miałabym chociaż noże, a tak to jestem prawie goła. Nie mam nic. Lepiej być nie mogło. Był tam. Bardzo wysoki, ledwno go widziałam. Szedł w moją stronę. Zaczęłam się cofać.
- Kici kici...

sobota, 23 sierpnia 2014

11. To dzisiaj jest twój pierwszy raz.

Przetarłam zaspane oczy i podniosłam się z ciepłego łóżka. Lekko się przeciągnęłam, a z moich ust wydobył się dźwięk, który najczęściej wydają kot. (Czy chodziło ci o miałk? Co? Miałk. A co to? Nie ważne...) Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nic ciekawego... nadal. 
- Tak bardzo chcę wrócić do domu - jęknęłam i podeszłam do krzesła na którym wisiał mój kardigan. Wyjątkowo dziasiaj moja piżama składała się z czarnej, koronkowej bielizny. Poczułam lekki powiew chłodnego wiatru, a na mojej skórze pojawiła się małe górki. Szybko założyłam sweterek i podeszłam do okna. Pogoda była zwyczajnie brzydka. Szare chmury, chłodny wiatr i brak słońca. Kąciki moich ust podeszły lekko w górę. Naprawdę uwielbiałam taką pogodę. Mogłam wtedy nosić moje ulubione ubrania, bez odczuwania na sobie pogardliwych spojrzeń. Ludzie to kanalie. A jedna z nich znajduje się gdzieś w tym domu, albo i nie... Oby nie. Pchnęłam drzwi i rozejrzałam się po korytarzu. Cisza. Przyjazna lecz czasem zdradliwa. Wolnym krokiem pomaszerowałam na dół. Weszłam do salonu i sprawdziłam czy coś się zmieniło. Jednak nic nie przykuło mojej uwagi. Nic nie było potłuczone, niczego nie ubyło. Jedynie zauważyłam, że na oparciu sofy leżała czarna bluza. 
- Hmm... Pewnie ten dupek ją zostawił - powiedziałam i ruszyłam do kuchni. Sięgnęłam do szfki, aby wyjąć z niej szklankę. Chwilę później odstawiłam ją do zmywarki. Spojrzałam na stół i chwiciłam paczkę papierosów. Wyszłam z kuchni i postanowiłam zapalić. Zatrzymałam się jeszcze przy szafie na buty i chwyciłam pierwszą lepszą parę, którą były czarne, okropnie wysokie platformy. Szybko wciągnęłam się na stopy i ruszyłam powolnym krokiem w stronę tarasu. 
- Teraz to muszę wyglądać jak dziwka - zaśmiałam się i zaczęłam obracać paczkę papierosów w dłoniach. Spojrzałam na nią. Ej, przecież ja takich nie palę, a Harry jest przeciwnikiem tytoniu. Kurwa, mam gościa. Oby to była kobieta, nie chcę paradować przed obcym facetem wyglądając jak prostytutka. Weszłam na taras i lekko się rozejrzałam. Żadnej żywej duszy. Jeszcze raz spojrzałam na paczkę. Wyjęłam jednego papierosa i włożyłam do do ust, a następnie podpaliłam. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się kiepską pogodą i chwilą błogiej ciszy. Nagle usłyszałam za sobą chrząknięcie. 
- Kurwa - powiedziałam i odwróciłam się w stronę salonu. Spojrzałam na chłopaka, który opierał się o framugę drzwi z zadziornym uśmieszkiem. 
- A jednak... wiedziałam, że nie są moje - pokiwałam z uznaniem głową i odrzuciłam chłopakowi paczkę. Gdy blondyn wyjmował papierosa, ja miałam czas na przyjrzenie się jego osobie. Wysoki, znacznie wyższy ode mnie blondyn. Ubrany w czarne, podziurawione rurki oraz koszulkę tego samego koloru.
Na nogach miał czarne trampki. Uśmiechnęłam się pod nosem wiedząc, że nie tylko ja bardzo lubię czarny kolor.
- Podoba cie się to co widzisz? - zapytał i spojrzał mi prosto w oczy z cwanym uśmieszkiem.
- Nie jest źle, ale nie powala - powiedziałam i jeszcze raz przebiegłam po nim wzrokiem.
- Mogę to samo powiedzieć o tobie - mruknął lekko przygryzając wargę, w której znajdował się czarny kolczyk.
- Kłamiesz - syknęłam i podeszłam bliżej do chłopaka.
- Nie tylko ja tutaj kłamię - odpowiedział z uśmiechem.
- Ja nigdy nie kłamię, kotku - szepnęłam i przydeptałam papierosa.
- To dzisiaj jest pierwszy raz - odpowiedział zaciągają się dymem.
Poczułam zimny wiatr. Zawinęłam się bardziej swetrem i zrobiłam krok w tył.
- Dyskutujemy na temat naszego wyglądu, a ja nawet nie znam twojego imienia - powiedziałam dotykając paznokciem klatki piersiowej chłopaka i podnosząc jedną brew.
- To nie była dyskusja, kotku - powiedział akcentując ostatnie słowo.
- Hmmm... - spojrzałam chłopakowi w oczy.
- Luke.





- Grzeczny chłopiec - przejechałam paznokciem po policzku i brodzie chłopaka zachaczając o wargi.
Na twarzy blondyna pojawił się lekki uśmieszek.
-  A ty jak masz na imię, królowo terroru? - zapytał przykładając palec do mojej klatki piersiowej.
- Lux - odpowiedziałam i strzepnęłam jego rękę.
- Grze...
- Nie próbuj nawet tego powtórzyć - warknęłam - a teraz chodź, bo mi zimno.
Złapałam go za rękę i ruszyłam do salonu.
Popchnęłam chłopaka na sofę, a sama poszłam się przebrać w coś cieplejszego i mniej wyzywającego.
- Ej! - krzyknął blondyn kiedy wychodziłam z salonu.
- Nie zasłużyłeś na nic więcej - rzuciłam i pobiegłam na górę. Weszłam do pokoju, zdjęłam buty i rzuciłam je w kąt. Pozbyłam się również swetra i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i zrobiłam makijaż. Ubrałam się w czarne obcisłe spodnie i luźny sweter tego samego koloru. Założyłam kilka naszyjników oraz czarne, ciężkie buty. Popsikałam się perfumami i z parą butów w ręce zeszłam na dół. Obuwie wrzuciłam do szafy znajdującej się przy drzwiach. Wróciłam do salonu z lekkim uśmieszkiem. 

- Hej - rzuciłam. Mój gość zdążył rozłożyć się na sofie, zgarniając przy tym coś do jedzenia i picia. Patrzył się z wielkim uśmiechem na serial lecący w telewizji. Podeszłam do kanapy i zrzuciłam długie nogi blondyna, a następnie zajęłam miejsce. Chłopak popatrzył na mnie wściekłym wzrokiem i położył swoje nogi na moich udach. 
- Czy ty się nie pomyliłaś, dziewczynko? - zapytał mrużąc oczy.
- Nie, a ty? Nie za wygodnie? - powiedziałam i wbiłam paznokcie w jego nogi. Niestety blondyn nic nie poczuł. Hmmm... szkoda. 
- Jest idealnie. Dzięki za troskę - odpowiedział i wrócił do oglądania serialu.
- Nie ważne - rzuciłam i zaczęłam bawić się brzegiem jego nogawek. 
- A tak ogólnie to gdzie jest ten dupek Styles? - zapytał nagle i podniósł się do normalnej pozycji. Chociaż ona nie była do końca normalna, ponieważ blondyn nadal trzymał na mnie nogi. 
- Sama nie wiem. A co? Jesteś jego znajomym? - zapytałam patrząc na usta chłopaka, w których znajdował się czarny kolczyk. 
- Wręcz przeciwnie - powiedział z nutką tajemniczości przygryzając lekko wargę. 
- Ahh... - westchnęłam i uśmiechnęłam się do blondyna - więc wiele nas łączy. Mi też daleko do jego koleżanki. Chłopak jedynie się zaśmiał i wrócił do swojej poprzedniej pozycji. 
- No. To co oglądamy, czy masz ochotę na coś innego? - zapytał patrząc mi w oczy z zadziornym uśmieszkiem. 
- Bardzo kusząca propozycja, ale wolę coś obejrzeć - odpowiedziałm unosząc jedną brew. 
- Jeszcze zmienisz zdanie - szepnął.
- Nie sądzę.
- Zobaczymy.
- Dobrze.

                                     ~*~ Kilka godzin później ~*~

- I co? Nie zmieniłam zdania - wytknęłam język odprowadzając blondyna do drzwi.
- Jak nie dzisiaj to kiedy indziej, ale na pewno zmienisz - odparł podnosząc się z sofy.
- Coś wątpnie, kotku - rzuciłam opierając się o drzwi. Luke zaczął iść powolnym krokiem w moją stronę ze swoim uśmieszkiem. Stanął naprzeciwko mnie kładąc jedną rękę na ścianę obok mojej głowy. 
- Ej, czemu jesteś taki wysoki? - wypaliłam przebiegając wzrokiem po ciele chłopaka. 
- Nie zmieniaj tematu, kotku - szepnął przygryzając wargę.
- Nie mów do mnie kotku - warknęłam mrużąc oczy. 
- A jak ty do mnie mówisz ,,kotku" to jest dobrze? - spojrzał na mnie podnosząc brwi.
- Zgadłeś - odpowiedziałam z zadziornym uśmieszkiem. Chłopak ostatnj raz przebiegł po mnie wzrokiem, złapał za ramiona, podniósł i lekko przesunął. 
- Do widzenia,  skarbie - szepnął i musnął wargami mój policzek. 
- Luke - jęknęłam. Blondyn odwrócił się ze swoim firmowym uśmieszkiem na twarzy i spojrzał mi w oczy.
- Tak?
- Zapomniałeś bluzy -powiedziałam stając znów pewnie - skarbie.
- Ktoś tu się szybko uczy - rzucił ponownie wychodząc z domu. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Na pewno niedługo zdołam się przekonać. Do zobaczenia. 
Odprowadziłam chłopaka wzrokiem, a gdy wsiadł do samochodu, zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie z wielkim uśmiechem.  
- Chyba mam sprzymierzeńca w tej wojnie....

środa, 16 lipca 2014

10. Jeszcze kilka dni

Minęło kilka dni od mojej ostatniej wizyty w domu. Nie działo się nic ciekawego. Harry często gdzieś rano wyjeżdżał, a ja zostawałam sama bez możliwości wyjścia. Ten palat nie pozwalał mi wychodzić z domu. Kim ja dla niego jestem? Niewolnikiem, bez żadnych praw? O nie...
Było przed 10. Harry właśnie szykował się do wyjścia. Wychodził zawsze, punktualnie o 10:10. Dlaczego? Bo on jest nienormalny. 
Weszłam do kuchni i nalałam do kubka kawy. Nagle usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę okna i zobaczyłam bruneta opierającego się o blat. 
- Lepiej to się nie mogłaś ubrać, co? - powiedział i przebiegł po mnie wzrokiem. 
Spojrzałam na dół. Nic ciekawego. Zwykła piżama. Krótkie szare spodenki i luźna prześwitująca koszulka.
- Shhh... to tylko piżama - odpowiedziałam z uśmiechem i upiłam łyk napoju, który przyjemnie rozlał się po moim ciele. 
- Chcesz coś do jedzenia? - zapytał. Pokiwałam przecząco głową.
- Do cholery! Musisz jeść - warknął 
- Jadłam wczoraj - odpowiedziałam i spojrzałam mu w oczy
- Co jadłaś? 
- Kanapki.
- To rzeczywiście musiałaś się najeść. Umrzesz jeśli nie będziesz jadła.
- Wiem. 
- I mówisz to bez żadnych emocji?!
- Proszę cię. Skończmy ten nieprowadzący do niczego dobrego temat.
Harry jedynie wstchnął i upił łyk kawy. Lekko się zaśmiałam i sięgnęłam po paczkę papierosów leżących na stole. Wyjęłam jednego i zapaliłam. 
- Ile razy mówiłem żeby nie palić w domu? - zapytał
- Nie wiem. Z trzysta? - odpowiedziałam swoim ulubionym sarkastycznym tonem. On jedynie pokręcił głową z dezaprobatą i włożył kubek do zmywarki. Minęło kilka minut ciszy. Wypaliłam papierosa i wrzuciłam go do popielniczki stojącej obok mojego kubka.





- Chodź tutaj - powiedział swoim zachrypniętym głosem. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie i lekko przygryzał wargę. Podniosłam jedną brew, ale posłusznie wykonałam jego polecenie. Stanęłam na przeciwko i spojrzałam mu w oczy. Przejechał opuszkami palców po mojej ręce zmniejszając odległość między nami. Jego ręce znalazły się na moich biodrach i lekko je ścisnęły. Podniósł mnie i posadził na blacie. Następnie zaczął bawić się końcówkami moich włosów. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Już chciałam coś powiedzieć, ale przejechał palcami po mojej wardze, a z jego ust wydobyło się ciche ,,shhh". Zaczął składać lekkie pocałunki wzdłuż linii mojej szczęki i na szyji. Zamknęłam oczy, gdy przygryzł skórę na mojej szyji. 
- Wiedziałem, że jesteś szkieletem -szepnął - od teraz będę pilnował twojej diety. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale i zła. Ten dupek wykorzystał moją słabość do przystojnych mężczyzn. Z moich ust wydobył się jęk zaskoczenia i bezradości.
- Co. Nie możesz. Nie jestem twoją własnością. - wysyczałam.
- Gdy brałem cię na blacie nie sprzeciwiałaś się - uśmiechnął się arogancko. 
- Zamknij się i idź już - opuściłam głowę i zaczęłam bawić się materiałem spodenek. Chłopak zaśmiał się i położył rękę na moim kolanie i zaczął przesuwać ją powoli w górę. Prychnęłam pod nosem i zatrzymałam jego rękę. Spojrzałam mu w oczy i pokiwałam przecząco głową. Nagle zadzwonił alarm w jego telefonie. 
- Muszę iść - powiedział nie przerywając kontaktu wzrokowego. 
- I bardzo dobrze. Wkurzyłeś mnie - fuknęłam, zeskoczyłam z blatu i odwróciłam się w stronę zlewu. Zamknęłam oczy i oparłam się o blat. Nie miałam zamiaru na niego patrzeć. Najpierw miał czelność decydować o mojej diecie, później prawie rozebrał mnie na blacie i nazwał szkieletem. Zaśmiałam się pod nosem. 
- Jeszcze kilka dni - szepnęłam i otworzyłam oczy. - Słyszałem i mi także jest przykro - powiedział z nutką sarkazmu jak to miał w zwyczaju - Nigdzie nie wychodź. 
- Wal się. Nie będziesz mną rządził. Zrobię co zechcę i nie mozesz tego zmienić, kochanie - warknęłam mu prosto w twarz i wyszłam z kuchni. Udałam się na taras. Dzisiaj nie było zbyt słonecznie, czyli idealnie. Usiadłam przy basenie i podciągnęłam kolana pod brodę. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Ufff... wyszedł. Wreszcie sama. Wiatr zaczął lekko wiać poruszając przy tym moimi białymi włosami. Pociągnęłam lekko nosem i spojrzałam przed siebie. Po kilkunastu minutach postanowiłam się ogarnąć. Podniosłam się i ruszyłam do łazienki. Umyłam zęby, przemyłam twarz i zrobiłam makijaż. Rozczesałam włosy i pozostawiłam je lekko falowane. Weszłam do garderoby i chwilę się rozglądałam. Postanowiłam ubrać czarną, sięgającą do połowy łydek sukienkę i glany tego samego koloru. Ubrałam się. 



Wyjżałam przez okno. Wiało. Zbierałby się czarne chmury. Ponownie weszłam do garderoby i zabrałam z niej czarny, długi kardigan. Spryskałam się perfumami, zabrałam torbę i wyszłam. Po drodzę wstąpiłam do kawiarni i kupiłam kawę. 

                                                            ~*~   
                                                     
Spacerowałam wokół przeróżnych budynków, modląc się aby spotkać moją siostrę lub Sky. Moje modły zostały wysłuchane. Zobaczyłam dwie dziewczyny. Szły z wielkimi uśmiechami na twarzach. Były takie niewinne. Nikt by się nie spodziewał, że mogłby one kogoś zabić. Ciekawe czy ja wyglądam na mordercę... Gdy Sky mnie zauważyła zatrzymała się ze zdziwniem na twarzy. Po chwili jednak podbiegła i mnie przytuliła. To samo zrobiła moja siostra. Kilka minut skałyśmy w miejscu rozmawiając. Jednak postanowiłyśmy odwiedzić kilka sklepów, a następnie udać się na obiad. 

                                                          ~*~   

Wróciłam do domu. Było około 16. Pewnie wróci jakoś o 20. Czyli mam czas dla siebie. Odłożyłam torby z zakupami niedaleko drzwi wejściowych, a sama rzuciłam się na sofę i włączyłam telewizor. Po kilku minutach wstałam i ruszyłam do pokoju. Wróciłam do salonu z laptopem pod pachą i kosmetyczką pełną lakierów do paznokci, pilniczków, ozdób i innych dziwnych rzeczy. Postawiłam laptopa na stoliku i włączyłam swój ulubiony serial. Spojrzałam na swoje paznokcie. Nie były pomalowane, a niepomalowane paznokcie to brzydkie paznokcie. Wyjęłam kilka lakierów i zabrałam się za doprowadzanie do porządku moich dłoni. Co jakiś czas spoglądałam na ekran komputera, gdy pojawiały się ciekawsze sceny. Wreszcie skończyłam. Spojrzałam na paznokcie. Wyglądały bardzo ładnie. Były długie i pomalowanie. W skrócie, seksowne.



- Idealnie - powiedziałam i oparłam się o poduszkę. Następne kilka godzin spędziłam na oglądaniu serialu. 
  

                                                                        ~*~

Spojrzałam na zegarek. Było już po 23, a Harry'ego nadal nie było. Może miał wypadek, albo zapił się gdzieś. Nie interesuje mnie to. Niech spada. Przeciągnęłam się i lekko ziewnęłam. 
- Nie chce mi się już tu siedzieć - powiedziałam i wstałam. Psy leżące na kanapie obok zerwały się i pobiegły za mną. Moi ochroniarze. Wyłączyłam telewizor i laptopa. Ostatni raz sprawdziłam czy wszystkie drzwi są zamknięte i ruszyłam na górę, a za mną psy. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę. Zwierzaki leżały na moim łóżku. 
- Trzy wielkie psy na dwuosobowym łóżku i do tego ja - powiedziałam z uśmiechem.
Zgasiłam światła i położyłam się.
- Dobranoc...

środa, 9 lipca 2014

Nie wiem...

Można powiedzieć, że jest dobrze. 
Uleczyłam swój wewnętrzny ból i jestem już w stanie normalnie funkcjonować. 
Przez ten czas siedziałam w domu, próbowałam podciągać oceny, leczyłam swoją duszę, głodziłam się, oglądałam seriale, czytałam książki, jadłam na potęgę. W skrócie, działo sie, mnóstwo rzeczy. 
Czytałam także opowiadania, aby wspomóc się jakoś. Niestety z marnym skutkiem. Jest jeszcze gorzej niż było. W mojej głowie siedzi teraz tylko Peter Evans z American Horror Story i nie chce on jej opuścić. 

Czuję, że mogę znowu zacząć pisać. Jednak jest jedna, ale jakże trudna do przeskoczenie przeszkoda. Mianowicie, brak weny. Całkowicie nie wiem o czym mam dalej pisać. Coraz częściej zaczynam myśleć, że wzięłam dla siebie za ciężki temat opowiadania. Bójki, gangi, narkotyki, alkohol? Nie mam z tym nic do czynienia. Pewnie dlatego też nie mam weny. Uważam też, że wklejenie do rozdziału sceny +18 będzie dla mnie zbyt trudne i nie podołam temu. Zwyczajnie nie napiszę takiego czegoś. 

Zaczynam się zastanawiać nad założeniem nowego bloga o nieco lżejszym temacie. Ale kurde. Nie chcę TEGO zostawić i nie chcę zostawiać WAS. 
To wszystko jest takie ciężkie. Kurwa...

piątek, 13 czerwca 2014

Przepraszam...

Przepraszam...
Nie wiem kiedy dodam nowy rozdział, ponieważ teraz wszystko jest nie tak jak powinno. Moje oceny nie są najlepsze, a zbliża się koniec roku. Jest mi okropnie przykro, bo ktoś na kim mi bardzo zależy wyjeżdża, a ja głupia z tego powodu płaczę. Nic mi nie wychodzi, kłócę się z rodzicami o najgłupsze rzeczy. Już nawet nie mam ochoty pisać i doskwiera mi brak weny. Od kilku dni nic nie jem i przesypiam większą część dnia. Umieram...
Proszę, nie miejcie do mnie pretensji. 
Teraz jest mi cholernie trudno.
Jak się otrząsnę dam wam znać.
Miejmy nadzieję, że będzie to jak najszybciej.




No i znowu zaczynam płakać... przepraszam...

poniedziałek, 9 czerwca 2014

9. Wygrałam... kochasiu

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez niezasłonięte firany. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na pokój. Dopiero teraz mogłam się mu dokładniej przyjżeć. Dookoła było biało. Wszystkie meble, dotatki i dekoracje były jak śnieg. Jedynie podłoga była wyłożona granatowym materiałem.  
- Czy ktoś tu mieszka? - zapytałam w przestrzeń i podniosłam się z łóżka. Byłam bardzo zaskoczona czystością tego pomieszczenia. Obróciłam się i przebiegłam wzrokiem po pokoju. 



Pokiwałam z uznaniem głową i ruszyłam do łazienki. Umyłam twarz i przeczesałam palcami włosy. Postanowiłam, że nie będę nosić koszulki Harry'ego, dlatego ją zdjęłam. Teraz byłam w samej bieliźnie. Przejżałam się w lustrze.



- Nie jest źle - powiedziałam - czas zrobić mu awanturę. Wyszłam z łazienki i ruszyłam do salonu. Schodząc usłyszałam dzwięki telewizora. Czy on cały czas ogląda telewizję? Rozejrzałam się po korytarzu. Na komodzie zauważyłam paczkę papierosów i zapalniczkę. Szybko podeszłam i zabrałam je z blatu. Ostatnie raz poprawiłam włosy i ruszyłam. Spojrzałam na chłopaka. Leżał na sofie i wystukiwał coś na telefonie. Przeszłam między sofą, a telewizorem żeby zwrócić uwagę na swoją osobę. Chłopak chrząknął. Odwróciłam się w jego stronę i podniosłam jedną brew. 
- Tak? - zapytałam z chamskim uśmieszkiem. Brunet przebiegł po mnie wzrokiem i lekko się uśmiechnął. 
- Nie dałem ci wczoraj ubrań? - zapytał i podniósł się do pozycji siedzącej. 
- Niby dałeś, ale ja chce swoje ubrania - oznajmiłam i ruszyłam na taras. Oparłam się o framugę drzwi i zapaliłam papierosa. 
- Mogłabyś nie palić w moim domu? - warknął. 
- Oczywiście - odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem. Następnie zaciągnęłam się i wypuściłam dym na twarz chłopaka. 
- Masz pięć minut - powiedział i odszedł. 




Ostatni raz się zaciągnełam i wyrzuciłam papierosa. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w poszukiwaniu Harry'ego. Jednak moje plany spaliły na panwece, ponieważ zauważyłam, że właśnie leci mój ulubiony serial. Położyłam się na sofie i pogrążyłam w oglądaniu. Po kilkunastu minutach przyszedł chłopak. Podniósł moje nogi i usiadł, a następnie ułożył je sobie na udach. To było miłe. Nie zrzucił ich. Jestem zaskoczona. Może jednak jest normalny. Dopiero teraz zrozumiałam, że patrzę się na niego dobre 3 minuty. Szybko się otrząsnęłam i wróciłam do oglądania serialu. 
- Dlaczego oglądasz to gówno? - zapytał wystukując coś na telefonie.
- Spierdalaj, Styles - powiedziałam i kopnęłam go w udo. Chłopak jedynie się zaśmiał i zrzucił moje nogi.
- Idziemy - powiedział i podczas wstawania klepnął mnie w tyłek. 
- Kurwa, Harry! Jeśli jeszcze raz tak zrobisz to wiedz, że znajdę jakiś sposób żeby cię zabić. A twoja śmierć będzie długa i bolesna, czyli idealna dla takiego dupka jak ty - powiedziałam z uśmiechem. 
- Jeśli nadal chcesz jechać po te jebane ubrania, to zamknij morde i ruszaj się! - warknął. 
- Teraz to sobie możesz - prychnęłam i usiadłam na sofie. Chłopak wyszedł z salonu po drodze kopiąc różne przedmioty. 
- Ale z niego frajer - westchnęłam i zaczęłam przeglądać swoje paznokcie. Nagle mój brzuch dał o sobie znać. 
- Jeszcze tego brakowło - powiedziałam i ruszyłam do kuchni. Weszłam do pomieszczenia i zaczęłam grzebać po wszystkich szafkach. W jednej znalazłam przyprwy, w następnej płatki. Ostatnia szuflada i jej zawartość bardzo mi się spodobała. Mianowicie, znajdowały się w niej różnego rodzaju noże i tasaki. 
- Idealnie - powiedziałam i wyjęłam jeden z największych noży. Od zawsze lubiłam bawić się nożami. Kilka lat temu uczyłam się rzucać nimi do różnych ruchomych lub nieruchomych celów. Przyda się podczas naszych kłótni. Nagle usłyszałam lekkie szurnięcie. Bez zastanowienia rzuciłam nożem w miejsce, z którego doszły mnie dzwięki. Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego, który opierał się o ścianę. Niedaleko niego, dokładnie na wysokości głowy był wbity nóż.
- Bardzo ładnie - powiedział i zaczął lekko klaskać - gdzie się tego nauczyłaś? A wiesz, należę do gangu i przybyłam tutaj, aby cię zabić. A odpowiając na twoje pytanie. Tata nuczył mnie tego i tak samo strzelania i walki, no i wszystkiego co zabaczysz w przyszłości. A i zapomniałabym, niedługo cię zabiję. Uśmiechnęłam się do swoich myśli. Pokręciłam lekko głową i ruszyłam w stronę drzwi. Gdy przechodziłam obok chłopaka, nagle chwycił mnie za ramiona i rzucił o ścianę. Nie mogąc zrobić uniku uderzyłam o nią plecami. Brunet oparł jedną rękę na wysokości mojej głowy.
- Nienawidzę cię - syknęłam. W głowie zaczęłam obmyślać plan. Przypomniałam sobie, że kilka minut wcześniej rzuciłam nożem w ścianę, o którą się właśnie opierałam. Chytrze się uśmiechnęłam.
- Przestań się tak cieszyć, szmato - warknął i złapał mnie za szyję - niedługo przestaniesz się tak szczerzyć. Chłopak zaczął coraz mocniej ściskać moje gardło. Świetnie. Ten palant ma zamiar mnie zabić. Hahaha będzie cudowna zabawa. Spojrzałam na chłopaka i sięgnęłam ręką po nóż. Szybkim ruchem wyciągnęłam go ze ściany i zaczęłam przybliżać do chłopaka. Przebiegłam wzrokiem po brunecie i wybrałam odpowiednie miejsce żeby wbić ostrze. Chłopak dusił mnie lewą ręką, dlatego postanowiłam wbić nóż w ten obszar. 
Szybkim ruchem przejechałam ostrzem po przeramieniu Harry'ego zostawiając na nim długą szramę. Odrazu wypuścił mnie z uścisku. Ponownie się uśmiechnęłam.
- Wygrałam... kochasiu - syknęłam i ponownie wbiłam nóż w ścianę, z którego zaczęła spływać krew. Wyszłam z kuchni z chytrym uśmieszkiem na ustach. Ruszyłam do pokoju. Ubrałam się w sukienkę, a na nią założyłam kurtkę. Następnie usiadłam na łóżku i wsunęłam na nogi platformy. Weszłam do łazienki i się przejrzałam. Poprawiłam włosy i sukienkę, a następnie wyszłam. Wolnym krokiem zeszłam na dół. Gdy byłam na dole przebiegłam wzrokiem po salonie. Nie ma go. Usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się za siebie. Harry opierał się o drzwi z wrednym uśmieszkiem. 
- Nie spodziewałem się tego po tobie - mówił zmniejszając odległość między nami - Czyli księżniczka nie jest taka bezbronna? Hyh... Niegrzeczna dziewczynka.
Idąc w moją stronę z wrednym uśmieszkiem wyglądał naprwadę przerażająco. Nie dość, że był ode mnie wyższy to był znacznie silniejszy. Zaczęłam się cofać nie odrywając wzroku od tęczówek Harry'ego. Po zrobieniu kilkunastu kroków moja droga ucieczki się skończyła. Kurwa. Znowu to ja jestem pod ścianą. 
- Może będzie z ciebie jeszcze jakiś pożytek - mruknął i jeszcze bardziej zmniejszył odległość miedzy nami. Kurwa. Uderzyłabym go, ale... kurwa.. Chłopak zaczął bawić się końcówkami moich białych włosów. 
- Co to miało znaczyć? - szepnęłam z lekką obawą.
- Dowiesz się w swoim czasie - szepnął mi na ucho, a następnie przygryzł jego płatek. Po plecach przeszedł mnie dreszcz. 
- Harry - szepnęłam - nie jestem twoją dziwką. Chłopak jedynie pokiwał głową i zaczął składać lekkie pocałunki na linii mojej szczęki. Zaczęłam się wyrywać i okładać go rękami po klatce piersiowej i plecach. Chłopak jednak szybko znalazł na to sposób. Złapł moje nadgarski i przygwoździł je do ściany nad moją głową. Spojrzałam na niego z miną mówiącą: Jesteś największym idiotą jakiego znam. On jedynie się uśmiechnął i złożył na moich ustach lekki pocałunek, a następnie odszedł. Oblizałam wargi i zjechałam plecami po ścianie, a następnie usiadłam. Poprawiłam włosy i wsestchnęłam. Yyyyy... co? Podniosłam jedną brew i wstałam. Przebiegłam wzrokiem po salonie. Chłopak opierał się o framugę drzwi prowadzących na taras. Weszłam do pomieszczenia. Podeszłam do niego i oparłam się o drzwi, tak żeby móc na niego patrzeć. Wzrokiem zaczęłam wywiercać mu dziurę w twarzy. Chłopak najwyraźniej poczuł, że go obserwuję i spojrzał się na mnie. 
- Tak? - zapytał i schował telefon do kieszeni.
- Czy moglibyśmy wreszcie pojechać po ubrania dla mnie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Harry kiwnął głową, odepchnął się i ruszył do drzwi. Dołączyłam do niego. Chwilę później byliśmy w samochodzie. Rozłożyłam się na fotelu. Minęło 20 minut. Przeciągnęłam się i odwróciłam w stronę bruneta. 
- Ile jeszcze? - mruknęłam patrząc na niego. 
- Hmm... nie wiem gdzie mieszkasz, więc pewnie dużo - odparł.
- No to chociaż mi powiedz ile czasu zajmnie nam dotarcie do cywilizacji? - westchnęłam i usiadłam poprawnie. 
- Jakieś pięć minut - odpowiedział i spojrzał na mnie. Chwilę popatrzyliśmy sobie w oczy, ale chłopak szybko odwrócił wzrok na drogę. Skinęłam głową i zajęłam się swoim telefonem. Nagle dostałam sms'a od siostry. Odpisałam jej i powiadomiłam, że jedziemy po moje ubrania. Kilka sekund później otrzymałam odpowiedź.  No tak! Przecież jak on zabaczy nasz dom, to pewnie zacznie zadawać mnóstwo pytań. Kurwa... nie przemyślałam tego, ale teraz nie ma odwrotu. Szybko jej odpisałam. Niestety, pech chciał, że mój telefon musiał się rozładować.
- Kurwa! - krzyknęłam i rzuciłam nim o podłogę. 
- Hmm? - mruknął chłopak
- Ten pieprzony telefon się rozładował - krzyknęłam i zaczęłam uderzać się po udach, żeby wyładować złość. 
- Ej, przestań - powiedział i złapał moje nadgarstki zwiększając odległość między nimi, a udami. Spojrzałam ze złością na chłopaka. 
- Uspokuj się i podaj mi drogę do swojego domu - powiedział i skręcił w prawo. Wyrwałam ręce z jego uścisku. Jakieś 7 minut później byliśmy na miejscu. Spojrzałam na podłogę w poszukiwaniu telefonu. Jednak mój wzrok przyciągnęły uda. Okropnie podrapane. Zrobiłam zaskoczoną minę. Jak ja to zrobiłam? Chłopak spojrzał na mnie, a następnie na miejsce, na które patrzyłam. 
- Ale ty jesteś pojebana - westchnął - idź już. Wyszłam z samochodu i szybkim krokiem ruszyłam do domu. 
- Celes! Sky! - krzyknęłam i wbiegłam po schodach. Weszłam do pokoju i zaczęłam wrzucać do walizek większość moich ubrań. Nagle w moim pokoju zjawiły się dziewczyny. Spojrzałam na nie. Blondynka miała przy sobie broń i opierała się o framugę drzwi. 
- Kurwa! Sky! - krzyknęłam z wyrzutem na dziewczynę - schowaj to!
- Nie panikuj, mała - odpowiedziała z uśmiechem przeżuwając gumę. 
- Celes! Powiedz jej coś - spojrzałam na siostrę zdezorientowana
- Ty się lepiej pakuj, a nie krzyczysz na nas. Sky dba o nasze bezpieczeństwo - odpowiedziała ze spokojem i usiadła na fotelu. Westchnęłam z oburzeniem i zamknęłam jedną z walizek. 
- A ten chłopaczek nie przyjdzie ci pomóc z walizkami? - zapytała Sky, która właśnie zajęła miejsce na moim łóżku. 
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami
- Ale frajer! Idę mu wygarnąć! - krzyknęła blondynka, wyjęła broń i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Spojrzałam z przerażeniem na siostrę, która jedynie kiwnęła głową i wybiegła. 
- To wszystko jest takie pojebane - szpnęłam i weszłam do łazienki, aby zabrać kosmetyki. Spakowałam je do kosmetyczki, a następnie wrzuciłam do najmniejszej walizki. Spojrzałam na ubrania, które były porozrzucane po podłodze. Odetchnęłam i założyłam włosy za ucho. Weszłam do garderoby i zaczęłam się rozglądać. 
- Chyba bardzo lubię czarny - powiedziałam z uśmiechem. Zdecydowanie. Większość moich ubrań była czarnych. Zdażały się jednak białe lub czerwone, ale w małych ilościach. Wzięłam ze sobą kilka sweterków, kurtkę i wyszłam z pomieszczenia.


- Gotowa - powiedziałam i otrzepałam dłonie. Nagle przypomiałam sobie o mojej siostrze i Sky. 
- Kurwa - szepnęłam i szybkim krokiem wyszłam z pokoju. Rozejrzałam się po korytarzu. Na szerokiej, betonowej balustradzie siedział Harry. Zdziwiona podeszłam do niego. 
- Co ty tu robisz? - zpytałam i stanęłam między jego kolanami. Miałam teraz okropną ochotę popchnąć go. Byłoby tak cudownie. 
- Przyszedłem ci pomóc. Nie jestem aż takim dupkiem - odparł rozglądając się - ładnie.
- Powiedzmy, że ci wierzę - powiedziałam unosząc jedną brew.
- Mieszkacie same w takim wielkim domu? - zapytał i zaczął owijać sobie wokół palca końcówki moich włosów. 
- Tak, a coś nie tak? - spojrzałam na niego. Bawiąc się moimi włosami wyglądał bardzo niewinnie. Jak dziecko. 
- A nic. Nie boicie się? - zapytał ponownie. Pokręciłam głową i ztrzepnęłam jego rękę. 
- Możemy? - skinęłam w stronę pokoju. Chłopak przytaknął i zeskoczył. Weszliśmy do pokoju. Zanim znalazłam się w sypialni, gdzie znajdowały się walizki, chłopak leżał już na moim łóżku.
- Serio? - zapytałam i skrzyżowałam ręce na piersiach. Harry jedynie przytaknął głową i ułożyła się jak kotek. Pokręciłam zrezygnowana głową.
- Idę się przebrać. Niczego nie dotykaj i postaraj się również niczego nie popsuć - powiedziałam przesłodzonym głosem. Jak stewardessa. 
- Jak stewardessa - powiedział z uśmiechem i zajął się swoim telefonem. Po drodze wygrzebałam z szafy ubrania i weszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zmieniłam makijaż, umyłam zęby i przebrałam się. Zajęło mi to około 30 minut. Ostatni raz spojrzałam w lustro i poprawiłam koszulę. 


Popsikałam się perfumami i wyszłam z łazienki. Spojrzałam na chłopaka, który gdy usłyszał, że drzwi się otworzyły, odwrócił się w moją stronę. Przebiegł po mnie wzrokiem analizując każdy widoczny centymetr mojego ciała.
- Podoba mi się. Możemy iść - powiedział chłopak i podniósł się z łóżka. 
- Wreszcie... 

czwartek, 29 maja 2014

Źle...

Przepraszam za mojego ostatniego posta.
Okropnie mi się nie podoba i najwyraźniej wam też. Jest bardzo mało wyświetleń, a patrząc na poprzednie posty to okropna statystyka. Nienawidzę siebie za ten okropny rozdział. 
Proszę, powiedzcie mi co mam napisać. Co chciałbybyście/chcielibyście zobaczyć na tym blogu? Jak mam dokończyć to opowiadanie? Nie mam już pomysłów na posty. Jestem zła...
Straciłam wszystkie pomysły. A wy mało komentujecie i nie wiem co wam się podoba, a co nie. Straszne.Przepraszam za mojego ostatniego posta.Okropnie mi się nie podoba i najwyraźniej wam też. Jest bardzo mało wyświetleń, a patrząc na poprzednie posty to okropna statystyka. Nienawidzę siebie za ten okropny rozdział. 

Przepraszam... 

niedziela, 25 maja 2014

8. Koniec wycieczki

- Nie będziesz mi mówił co mam robić. Zostaje. - oznajmiłam i odwóciłam się na pięcie. Szybko poczułam na swojej dłoni mocny uścisk. 
- Nie. - odpowiedział oschle - Idziemy. Chłopak zaczął mnie ciągnąć przez salon w stronę wyjścia.
- Zostaw mnie. Powiedziałam ci już, że zostaje - wyrwałam rękę z jego uścisku i stanęłam naprzeciwko niego. Chłopak spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem. Podniosłam jedną brew i skrzyżowałam ręce na piersiach.
- A ja powiedziałem ci już, że wychodzimy - warknął. Pokręciłam przecząco głową i ruszyłam z powrotem do salonu. Podeszłam do stołu i wzięłam pierwszy lepszy napój żeby się odstresować. Oparłam się o blat i upiłam łyk. Patrzyłam na ludzi. Było już bardzo późno, a oni nadal tańczyli. Czy kiedykolwiek im to się znudzi? Nagle z moich przemyśleń wyrwała mnie postać, która pojawiła się przede mną. Chłopak wyjął z mojej ręki drinka i odstawił go na stół. Podszedł do mnie bliżej. Sekundę później byłam przewieszona przez jego ramię. 
- Kurwa, Harry! Odstaw mnie na ziemie! - biłam go po plecach i próbowałam się wyrwać. 
- Zamknij się - warknął kiedy wyszliśmy z imprezy. Gdy znaleźliśmy się przy ulicy odstawił mnie na miejsce. Spojrzałam na niego obrażona.
- Zachowuj się, księżniczko - powiedział i oparł się o swój samochód. Bez słowa ruszyłam w przeciwną stronę. Niestety nie udało mi się to. 
- Tym razem nie będzie tak łatwo - powiedział trzymając mnie za ramię. Pociągnął mnie lekko żeby zmniejszyć odległość między nami. Następnie otworzył drzwi od strony pasażera. Spojrzał na mnie, a następnie na fotel.
- Wsiadasz, czy mam cię do tego zmusić? - zapytał zabijając mnie wzrokiem.
- Pieprz się Styles - powiedziałam i wsiadłam do auta. Chłopak jedynie pokiwał głową i przeszedł na drugą stronę i zajął miejsce. Chwilę później ruszyliśmy. Oparłam głowę o szybę i przyglądałam się domom, które mijaliśmy. Zamknęłam oczy i westchnęłam. Po jakiś 15 minutach chłopak się zatrzymał. Otworzyłam oczy i lekko się przeciągnęłam.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam spoglądając na niego. 
- Musieliśmy zatrzymać się na stacji - oznajmił - ty zostajesz.
- Nigdy - warknęłam i wysiadłam z auta - ty nie masz nic do gadania, a do tego muszę zapalić. Ty załatw co musisz, a ja tu zostanę... będę grzeczna... może. 
- Ile może być problemów z jedną dziewczyną?! - zapytał odchodząc. Wyjęłam paczkę papierosów i oparłam się o samochód. Odpaliłam jednego, a resztę schowałam do kieszeni kurtki. Nagle przypomniałam sobie o moim telefonie. Chciałam sprawdzić czy nie ma go w samochodzie, ale okazało się, że jest zamknięty.
- Pieprzony Harry - warknęłam i ruszyłam do sklepu, do którego wszedł chłopak. Gdy weszłam do środka bardzo jasne światło lekko mnie oślepiło. Spojrzałam na zegar wiszący nad kasą. Jest dopiero 3:22. Mamy dobry czas. Gdy mój wzrok powrócił do normalności zaczęłam się rozglądać za moim nowych znajomym. Od razu go zauważyłam, ponieważ był znacznie wyższy niż półki. Zdenerwowana podeszłam do niego. 
- Co ty tu robisz, księżniczko? - zapytał wciąż patrząc na jakieś ciastka. 
- Nudziło mi się - odpowiedziałam i przebiegłam po nim wzrokiem. Ubrany był w czarne obcisłe spodnie, czarny t-shirt i skórzaną kurtkę. Nieźle... 
- Skończyłaś już mnie podziwiać? - zapytał przesuwając sie w prawą stronę. 
- Chciałbyś być podziwiany przeze mnie. W marzeniach - odpowiedziałm i skrzyżowałam ręce na piersiach. 
- Tak, tak wmawiaj sobie - pokiwał głową.
- Czy mogę odzyskać mój telefon? - zapytałam i podeszłam tak żeby móc spojrzeć mu w oczy. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę. 
- Przesuń się, dziewczynko - złapał mnie za biodra i przestawił w inne miejsce - tu wyglądasz lepiej, bo mi nie przeszkadzasz. 
- Oddaj mi ten telefon, frajerze - warknęłam, ale na tyle cicho żeby sprzedawca nie mógł usłyszeć. 
- Zamknij się. Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie frajerem to ja wpakuję ci kulkę w łeb - powiedział i znowu się przesunął.
- Kurwa - powiedziałam i uklęknęłam. Chłopak podszedł do mnie i lekko szturchnął. Podniosłam na niego wzrok. Patrzył się na mnie. To było okropnie niekomfortowe. Doskonale wiedziałam, że jest okropnie wkurzony, ale jakoś się powstrzymuje żeby nie rozwalić wszystkiego w tym sklepie. Chłopak złapał mnie za rękę i zaciągnął do kasy. Nie miałam siły protestować. Ten dzień był pełen dziwnych zwrotów akcji. Najpierw moja zabójczyni dołączyła do nas. Później ta impreza. Alkochol. No i on. 
- Proszę, oddaj mi telefon - szepnęłam i oparłam głowę o jego ramię.
- W tylnej kieszeni - odpowiedział, gdy sprzedawca kasował zakupy. Ręką, którą trzymałam na jego plecach zaczęłam zjeżdżać na dół. Gdy wyczułam telefon wyciągnęłam go z kieszeni. 
- Idziemy - powiedział i ponownie złapał mnie za rękę. Gdy wyszliśmy na zewnątrz zimny wiatr przebiegł po moim niczym nie okrytym ciele. Przeszedł mnie dreszcz. Zamknęłam oczy i wciągnęłam zimne powietrze.
- Wsiadaj - powiedział oschłym głosem. 
- Mógłbyś mi nie rozkazywać? Zauważ, że mamy ze sobą spędzić dwa tygodnie - odpowiedziałam tak samo oschle i wsiadłam. Wyjęłam telefon z kieszeni i sprawdziałam wiadomości oraz połączenia. Pusto. Znowu... Czy rodzice na prawdę o nas zapomnieli? A podobno tak mnie kochali... Śmieszne. Prychnęłam i schowałam telefon. Samochód ruszył. Ponownie zapanowała cisza. Poprawiłam się i usiadłam w wygodniejszej pozycji. 
- Daleko jeszcze? - zapytałam, gdy minęło 10 minut. 
- Nie - odpowiedział i zerknął na mnie.
- Świetnie - westchnęłam i oparłam głowę o szybę. Chwilę później byliśmy na miejscu.
- Koniec wycieczki - powiedział i wyszedł z samochodu. 
- Wreszcie - popchnęłam drzwi. Lekko się przeciągnęłam i rozejrzałam. 





- Ładnie - szepnęłam i odszukałam wzrokiem Harry'ego. Chłopak wyjmował rzeczy, które kupił na stcji benzynowej. Oparłam się o samochód i założyłam ręce na piersi. Wiatr nie wiał, ale było chłodno. 
- Masz - podał mi moją kurtkę, którą rzuciłam gdzieś na tylne siedzenie.
- Dzięki - powiedziałam i założyłam ją.
- Zapraszam - oznajmił i wskazał dłonią na chodnik prowadzący do drzwi. Skinęłam głową i ruszyłam. Zatrzymałam się przy drzwich. Chłopak otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Rozejrzałam się po domu. Po prawej stronie były schody prowadzące na piętro, po lewej dwie pary drzwi, a naprzeciwko mnie wielki salon, a za nim taras. Może nie było przytulnie, ale było bardzo ładnie. Pokiwałam z uznaniem głową. Chłopak wyszedł z pierwszego z pomieszczeń, najprawdopodobniej kuchni. Zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na podłogę, a obok niej znalazły się moje buty.
- Nie musisz - powiedział i ruszył do salonu.
- Spoko, ale i tak nie mam zamiaru siedzieć tu w tych szpilkach. To niewygodne - powiedziałam i poszłam za chłopakiem. Brunet rozłożył się na sofie, a ja zaczęłam rozglądać się po salonie. Przy oknie zauważyłam fortepian. Był biały i piękny. Odrazu do niego ruszyłam. Chwilę się mu przyglądałam, a następnie usiadłam.




Przypomniały mi się wszystkie lekcje i rodzinne niedziele, kiedy graliśmy na fortepianie i śpiewaliśmy. Było tak cudownie i nawet realistycznie. Zamknęłam oczy i położyłam palce na klawiszach. 
Lost between Elvis and suicide
Ever since the day we died, well
I’ve got nothing left to lose
After Jesus and Rock N Roll
Couldn’t save my immoral soul, well
I’ve got nothing left
I’ve got nothing left to lose


Odśpiewałam część i otworzyłam oczy. Spojrzałam na mojego towarzysza. Lecz nie był on zainteresowany moją osobą. I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że te dwa tygodnie spędzę we własnym towarzystwie zdala od niego. Podniosłam się i przeszłam po salonie. Byłam zmęczona, a sukienka nie była najwygodniejszym ubraniem jakie chciałam mieć na sobie. Ponownie spojrzałam na bruneta. Nie interesowało go co się ze mną dzieje. Dlaczego zwyczajnie nie mógł mnie odwieźć do domu i powiedzieć temu znajomemu, że jestem u niego? Jest okropnie tajemniczy i w ogóle nie obchodzi go czy jeszcze żyję. Podobnie jak moi rodzice. Postanowiłam zwrócić na siebię uwagę. Stanęłam przed nim zasłaniając mu telewizor. Chłopak przebiegł po mnie wzrokiem i zatrzymał się na twarzy.
- Co? - zapytał oschłym głosem
- Może byś się mną zainteresował? Nie obchodzi cię to czy nawet jeszcze żyję, a jakbym tam zeszła na zawał? - zadawałam pytania stojąc nieruchomo
- To byłby spokój - westchnął i podniósł się do pozycji siedzącej. 
- No właśnie, nie musiałabym spędzać z tobą czasu - podążyłam wzrokiem za jego osobą. Chłopak wstał i popatrzył na mnie z góry. Przeszedł tak, że tym razem ja stałam plecami do sofy i popchnął mnie na nią. 
- A teraz tu usiądziesz i powiesz czego ode mnie chcesz - powiedział i zaczął wędrować po salonie.
- No dobrze. Nie mam ubrań, a ta sukienka jest niewygodna. Jestem zmęczona - powiedziałam to co przyszło mi do głowy.
- Spoko - pokiwał głową - podnoś się z sofy. Idziemy.
Westchnęłam i ruszyłam za chłopakiem. Weszliśmy na piętro. Korytarz był bardzo długi i ciemny. Po cholerę mu tyle drzwi?! Mieszka tu sam, prawda? Oby. Nie chcę tu żadnych jego znajomych.  Chłopak wszedł do jednego z pomieszczeń. Ruszyłam za nim. Oparłam się o framugę i obserwowałam jego poczynania. Najpierw podszedł do komody, później wszedł do innego pomieszczenia, najprawdopodobniej łazienki. Ponownie podszedł do komody i wyciągnął z niej czarny t-shirt.
- Masz - rzucił do mnie koszulką - wystarczy, księżniczko?
- Tak, a teraz powiedz mi gdzie będę spać - podniosłam jedną brew i spojrzałam na Harry'ego. 
- Tam - wskazał drzwi znajdujące się naprzeciw pokoju, w którym byliśmy. 
- Okej - powiedziałam i ruszyłam do pokoju. Usłyszalam za sobą chrząknięcie. Odwrociłam się i spojrzałam na chłopaka. Harry podniósł brwi i lekko przechylił głowę.
- Dziękuję Harry - powiedziałam przesłodzonym głowem i uśmiechnęłam się.
- Tak lepiej - powiedział i zszedł na dół - dobranoc.
- Dobranoc - szepnęłam, gdy weszłam do pokoju. Postanowiłam wziąć szybki prysznic. W łazience znalazłam ręczniki i różne płyny pod prysznic. Nieźle... Spojrzałam na umywalkę, na której stała kosmetyczka. 
- Co? - zapytałam zdziwiona - Jakiś fetysz damskich kosmetyków? 
Zajrzałam do torebeczki, a w niej znalazłam bardzo dużo drogich kosmetyków. Zadziwiasz mnie coraz bardziej, Harry.
Weszłam pod prysznic i umyłam włosy. Po około 30 minutach byłam już umyta i przebrana w ,,piżamę". Spojrzałam w lustro. Moje włosy były już prawie suche. Zmyłam makijaż i umyłam twarz. 
- Cudownie - powiedziałam wycierając twarz w ręcznik. Wróciłam do pokoju i odnalazłam telefon. Zero wiadomości. Pewnie Sky i Celes jeszcze ,,pracują". Uśmiechnęłam się do telefonu. Postanowiłam, że nie będę siedzieć sama na górze. Owinęłam się w koc i wyszłam z pokoju. Na korytarzu było ciemno i bardzo spokojnie. Słyszałam odgłosy telewizora i wesołe rozmowy. Nagle usłyszałam ciężkie kroki. Odruchowo oparłam się plecami o ścianę i ruszyłam w stronę schodów. Rozejrzałam się po korytarzu, ale nikogo tam nie było. Niespodziewanie przede mną pojawiły się trzy ogromne psy. Westchnęłam i uśmiechnęłam się. 
- Jakie śliczności - powiedziałam i uklęknęłam.




Psy zaczęły na mnie skakać wymachując ogonami. Jeden z nich mnie przewrócił i zaczął składać na mojej twarzy mokre pocałunki. Wymachiwałam rękami próbując się uwolnić. 
- No dobra! Już! - krzyknęłam i podniosłam się. Spojrzałam na zwierzaki. Były one ogromne. Wszystkie sięgały mi do piersi. Ostatni raz pogłaskałam każdego z osobna i ruszyłam w stronę schodów.
- Chodźcie - szepnęłam z uśmiechem. Psy zaraz znalazły się obok mnie wesoło wymachując ogonami. Zeszłam na dół. Usłyszałam bardzo głośne rozmowy. Będzie ich około 10. Dlaczego ja zeszłam na dół?! Teraz będę musiała tu siedzieć... Kill me. Westchnęłam i już miałam ruszyć, ale ktoś mnie zatrzymał. Odwróciłam się do tej osoby i na nią spojrzałam. 
- Znowu ty - powiedziałam i wywróciłam oczmi. 
- Tak, ja. Czego tu szukasz... ubrana w to? - zapytał i przebiegł po mnie wzrokiem. Spojrzałam na swój strój, który nie był jakiś zjawiskowy. Byłam ubrana w t-shirt Harry'ego i majtki. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na chłopaka.
- Na luzie - powiedziałam - przecież mam koszulkę. Uśmiechnęłam się chytrze i lekko podciągnęłam koszulkę. 
- Dobra, dobra. Przestań. W moim salonie jest stado napalonych facetów, a ty stoisz tutaj prawie goła - powiedział i obciągnął niżej moją koszulkę. 
- Chciałabym ich poznać - szepnęłam i oparłam się plecami o ścianę. Brunet podszedł do mnie bliżej i oparł jedną rękę na wysokości mojej głowy.
- Nie interesuje mnie, że chcesz ich poznać. Żaden z nich nie ma prawa ciebie dotknąć, a nawet spojrzeć - warknął i zaczął obkręcać sobie wokół palca końcówki moich włosów. Nagle chłopak odwrócił wzrok i spojrzał z obawą w stronę salonu. 
- Hej, Harry! - usłyszałam wesoły głos jednego z facetów. 
- Kurwa - warknął i spojrzał na mnie - idź grzecznie na górę. Skinęłam głową, odwróciłam się i ruszyłam. Gdy przeszłam obok Harry'ego poczułam, że uberzył mnie w pośladek. Odwróciłam się w jego stronę i przejechałam paznokciem wzdłuż szyji i powiedziałam ,,UMRZESZ". Brunet jedynie na mnie spojrzał z chytrym uśmieszkiem. Odwróciłam się i weszłam na górę. Chwilę później znalazłam się w swoim pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i zgasiłam światło. Wyjęłam z kurtki paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyszłam na balkon i oparłam się o barierkę. Zapaliłam papierosa i zamknęłam oczy, jak to miałam w zwyczaju. 
- To wszystko nie ma sensu...